Z rzecznikami prasowymi jest jak z asami wywiadu – jeśli stają się znani, to znak, że coś w swojej pracy sknocili. Cała sztuka w tym fachu polega na tym, by działając na pierwszej linii, nie poczuć się gwiazdą. Tymczasem Dmitrij Pieskow stał się najbardziej rozpoznawalnym rzecznikiem na świecie, dawał się przyłapać i Rosjanie poznali sporo jego sekretów. Ale gdyby tylko za słabość do kosztownych wygód wyrzucano z Kremla, rosyjskie centrum dowodzenia szybko zamieniłoby się w bezludne zamczysko.
Do kariery na dworze Władimira Putina można dojść różnymi drogami. Pozycji i majątków dorobili się koledzy z leningradzkiego podwórka i klubu dżudo. W wąskim kręgu pozostają też starzy znajomi z KGB i ratusza w Leningradzie, instytucji niegdyś zatrudniających przyszłego prezydenta. Niewielu dołączyło już na Kremlu i do nielicznych wyjątków dokooptowanych na ostatniej prostej należy właśnie prezydencki rzecznik.
Putin, opisując zasady rządzące polityką, sięga po metaforę walki o pozycję w wilczym stadzie. Przy boku samca alfa nie ma więc miejsca dla nielojalnych lub okazujących słabość. Obowiązują zasady prawdziwych mężczyzn i takież sposoby spędzania czasu wolnego. Tyle że Pieskow nie uczestniczy w wyprawach na grubego zwierza w syberyjskiej tajdze, prezydenckim kolegą od flinty jest raczej minister obrony i zapalony myśliwy Siergiej Szojgu. Rzecznik nie jeździ też wypoczywać nad Morze Czarne, bo w czarnomorskich daczach prezydentowi częściej towarzyszy premier Dmitrij Miedwiediew. Pieskow nie wchodzi również na tatami, grywa jedynie w hokeja na lodzie. I mimo to zachowuje nieskrępowany dostęp do Putina i jego ucha.