Wczoraj Rada Narodowa Austrii, czyli izba niższa austriackiego parlamentu, zaostrzyła prawo azylowe. Daje to możliwość ogłoszenia „stanu wyższej konieczności” np. w razie nowej fali uchodźców. Jeśli decyzję rządu o stanie wyższej konieczności zaaprobowałby parlament, można byłoby go wprowadzić na pół roku, ale z możliwością przedłużenia nawet do dwóch lat.
Stan wyższej konieczności pozbawiałby większość uchodźców szansy na azyl. Wnioski byłyby wówczas przyjmowane tylko od kobiet z małymi dziećmi, niepełnosprawnych oraz od tych, którzy w Austrii mają już rodzinę. Pozostali byliby odsyłani na granicy do krajów, z których chcieli dostać się do Austrii.
Wszystkim uchodźcom, którzy przybyli do Austrii od 15 listopada zeszłego roku, azyl będzie przyznawany początkowo na trzy lata. Po tym czasie będzie sprawdzana, na podstawie corocznych raportów austriackiego MSW, sytuacja w kraju ich pochodzenia, i jeśli konflikt zbrojny zakończy się albo sytuacja zmieni się na tyle, aby można było uchodźcę odesłać do domu, azylu nikt mu nie przedłuży.
Dłużej też będzie trwała procedura rozpatrywania wniosków. Nie do sześciu miesięcy, jak dotychczas, tylko maksymalnie do piętnastu. Przy czym jeśli w trakcie rozpatrywania jakichś wniosków zostanie wprowadzony „stan wyższej konieczności”, szanse starającego się maleją niemal do zera.
Austria staje się oblężoną twierdzą. Najpierw odgrodziła się od sąsiedniej Słowenii zasiekami z drutu kolczastego, a potem wyznaczyła limity liczby osób, które dziennie mogą przekroczyć jej granice, czym spowodowała korek. Na granicy grecko-macedońskiej znalazły się zaś tysiące koczujących ludzi. Austria jest na końcu szlaku bałkańskiego, ale żadne z poprzedzających ją państw nie chce zostać z tysiącami imigrantów u siebie, i jeśli Austria wpuszcza tylko określoną liczbę ludzi, poprzedzające ją państwa tego limitu na pewno nie przekroczą.
Kilka dni temu przywrócono kontrolę na granicy z Węgrami. Bo, jak twierdzą Austriacy, od kiedy kraje szlaku bałkańskiego uszczelniły swoje granice, mocno uaktywnili się przemytnicy. A wczoraj policja Tyrolu zaprezentowała, jak finalnie ma wyglądać przygotowywane od miesięcy 370-metrowe ogrodzenie na przełęczy Brenner, które w razie potrzeby ma nie dopuścić do zalewu Austrii imigrantami z Włoch.
W tym roku Austria chce przyjąć nie więcej niż 37,5 tys. azylantów. W kolejnych latach ta liczba ma jeszcze maleć. W kraju pierwszy raz od 45 lat pierwszą turę wyborów prezydenckich wygrał polityk spoza tradycyjnie dzielących się władzą partii. Zdobył największe poparcie m.in. właśnie dzięki ostrej krytyce polityki otwarcia na imigrantów, których Austriacy u siebie nie chcą.
Argumentem przeciw imigrantom są nie tylko słabnące wskaźniki gospodarcze, ale i przykład Niemców, którzy według Austriaków nie poradzili sobie z falą imigracyjną. Dodaje się do tego też najnowsze badania, z których wynika, że jeśli integracja imigrantów na niemieckim rynku pracy się nie powiedzie, to w ciągu kilkudziesięciu lat skarb państwa straci nawet 400 mld euro.
Często jednak w drugim zdaniu nie wspomina się już, że integracja może się też udać. I wówczas państwowa kasa tylko na tym zyska.