Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans i sekretarz generalny Rady Europy Thorbjoern Jagland – obaj zaniepokojeni łamaniem praworządności w Polsce – przeprowadzili w Warszawie rozmowy, głównie z przedstawicielami naszych władz.
„Chodzi o to, by Trybunał Konstytucyjny ponownie podjął swoje obowiązki, aby wróciły struktury praworządności” – powiedział Jagland, który liczy na jakieś rozmowy w Sejmie. Timmermans z kolej podkreślił, że początkiem dialogu na temat wyjścia z kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego powinno być pełne poszanowanie dla wyroków TK, które powinny być ogłoszone i wdrożone.
Trudno bowiem pojąć, co dla rządu oznacza słowo „dialog”. Użyjmy najpierw porównania do sytuacji z komornikiem, który – niby przez pomyłkę – bezczelnie wywiózł niewinnemu rolnikowi traktor, a następnie sprzedał tę maszynę na licytacji. Wezwany przez sąd do zwrotu traktora właścicielowi – zapowiada, że traktora nie odda. Natomiast proponuje dialog. Ale o czym ten dialog? Albo porównanie sportowe: w finale rozgrywek pucharowych drużyna A wygrała z drużyną B 1:0, ale przegrana drużyna B chyłkiem zabrała puchar do domu. Oświadczyła, że pucharu nie odda, ale proponuje dialog.
Z perspektywy tych porównań źle się chyba stało, że opozycja zgodziła się na rozmowy mimo publicznej zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, że nie tylko nie uznaje ostatniego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, ale że i przyszłe wyroki będzie uważał za „non est”, czyli nieistniejące.
Przecież jak może wyglądać dialog z opozycją, widzieliśmy na nocnych transmisjach z Sejmu przy anulowaniu wyboru sędziów i uchwalaniu tzw. ustawy naprawczej. Należało najpierw zaczekać, aż Kaczyński określi temat rozmowy i przedstawi jakiekolwiek propozycje poza propozycją spotkania.