Marek Ostrowski: – Ludzie zbędni to brzmi okropnie.
Jean-François Colosimo: – Chrześcijan po drugiej stronie Morza Śródziemnego się prześladuje, często zabija. Od Morza Śródziemnego po Ocean Indyjski, od Morza Czarnego po Morze Czerwone rozgrywa się na naszych oczach rewizja historii, gdzie przemoc nie jest zapisana w książkach, ale w ciałach. Kiedy pisałem książkę, do porwań i rzezi dochodziło w Sajdnaji i Maaluli, miasteczkach w pobliżu damasceńskich gór, które przewodnicy kojarzyli z „żywą archeologią”, bo zachował się tam język aramejski, język Chrystusa. I on ginie.
Chrześcijanie stają się jednak zbędni i w Europie, która się wyrzeka swego dziedzictwa. Chce być humanitarna wobec ludzi żyjących na odległych kontynentach, w Ameryce Łacińskiej czy nawet Oceanii, tymczasem niechętnie odnosi się do ofiar, które są chrześcijanami, tak jak gdyby humanizm był dla wszystkich z wyjątkiem chrześcijan. Są zbędni, gdyż nam przypominają, że chrześcijaństwo jest religią wschodnią. To nie są nasi ubodzy krewni, zagubieni gdzieś za morzem, lecz nasi starsi bracia w wierze. Przecież tam narodziło się chrześcijaństwo i trwa od 20 stuleci.
Pisze pan w nadziei ich ocalenia. Ale jednocześnie przewiduje, że wkrótce ich cmentarze nie będą miały strażników. Nie ma więc dla nich przyszłości?
No, a jaka może być? Pozostają niewielkie społeczności, uczepione sanktuariów, pomników historii, swego rodzaju obecność folklorystyczna. A przecież chrześcijaństwo się tam narodziło. Byli u siebie. I co więcej, byli nadzieją tego regionu.