Neonaziści, ultraprawica, ekstremiści, skrajni nacjonaliści – media od lat żonglują takimi określeniami, opisując kolejne dziwne partyjki w europejskich demokracjach. W przypadku Słowacji nie ma potrzeby wertowania słowników: do parlamentu weszli tam najzwyklejsi faszyści.
Wybory parlamentarne z 5 marca przyniosły pat, bo żadna z partii nie może rządzić sama. Ich wynik przejdzie jednak do historii, bo w 150-osobowej Słowackiej Radzie Narodowej pierwszy raz zasiądzie 14 posłów Ludowej Partii Nasza Słowacja. Jej szefem jest 39-letni Marian Kotleba, nowy brunatny szwarccharakter zachodnioeuropejskich mediów.
Kotleba sam jest tą popularnością lekko zaskoczony, ale na pewno nie wystraszony. Na pytania po wyborach odpowiada jak rasowy dyplomata. – Nie pchamy się ani do opozycji, ani do rządu. Nam najbardziej zależy na naszym programie. Prędzej czy później i tak będziemy rządzić.
W to ostatnie nie wierzy dr Michal Vaszeczka, politolog z Bratysławy. – On nie jest w stanie w nieskończoność poszerzać swoich wpływów – przekonuje. – Nie ma w kraju tak wielu ludzi skłonnych oddać władzę budzącym najgorsze skojarzenia typom w mundurach. Natomiast tych 8 proc. w wyborach to na pewno nie jest kres jego możliwości. Jeśli klasa polityczna nie zapanuje nad chaosem, jeśli dojdą do tego zawirowania gospodarcze i kryzys wokół imigrantów, Kotleba po następnych wyborach będzie dwa razy silniejszy – tłumaczy.
1.
Marian Kotleba pochodzi ze Słowacji Środkowej. To przede wszystkim region geograficzny, którego stolicą jest Bańska Bystrzyca, ale również pojęcie ze słownika politycznego, które ma podobne konotacje jak w Polsce Podkarpacie.