Przed niemal sześcioma dekadami w tym samym mieście w tym samym składzie grupa europejskich państw utworzyła poprzedniczkę UE – Europejską Wspólnotę Gospodarczą. Nie przypadkiem więc w zeszłym tygodniu ministrowie spraw zagranicznych tych samych sześciu państw: Belgii, Francji, Holandii, Luksemburga, Włoch i Niemiec, spotkali się na nieformalnej kolacji w Rzymie pod hasłem „Refleksje o Europie”. Nieskory do przesady belgijski dziennik „Le Soir” napisał, że to może być „początek nowej Europy”.
Do spotkania doszło z inicjatywy Włochów, którzy pod rządami Matteo Renziego chcą wrócić do pierwszej ligi politycznej kontynentu. Reszta państw podchwyciła jednak chętnie zaproszenie ze względu na moment. Stara szóstka podkreśliła swoje przywiązanie do zasady ever closer union, która zobowiązuje członków UE do coraz głębszej integracji, a z której to zasady już podczas piątkowego szczytu UE chcą być wyłączeni Brytyjczycy. Podczas rzymskiej „refleksji” miało dojść również do bardzo już konkretnych rozmów o ograniczeniu strefy Schengen do obszaru starej szóstki z powodu braku solidarności ze strony pozostałych państw Unii w sprawie rozdziału migrantów, a szef włoskiego MSZ przekonywał swoich gości do niezwłocznego utworzenia stanowiska ministra finansów strefy euro.
W komunikacie końcowym szóstka dyplomatycznie przekonuje, że odpowiedzią na obecne kryzysy UE jest jeszcze głębsza integracja, do której państwa założycielskie zapraszają wszystkich chętnych. Ale między wierszami można wyczytać – droga wolna, my, założyciele, nie będziemy się oglądać za nikim.