Świat

Czy Angela Merkel odpowiada za kryzys migracyjny i całe zło w Europie? Wprost przeciwnie

Number 10 / Flickr CC by 2.0
Zamiast krytykować Angelę Merkel, na którą zrzuca się teraz gromy, lepiej trzymać kciuki, by jej inicjatywy zaczęły przynosić oczekiwane rezultaty. Z pięciu powodów.

Modne, a nawet dobrze widziane stało się w ostatnich miesiącach krytykowanie Angeli Merkel za kryzys migracyjny w Europie. Gromy na niemiecką kanclerz padają nie tylko w Polsce i Europie Wschodniej, ale też na zachodzie kontynentu, a nawet w Niemczech, w tym wśród własnych koalicjantów. Krytyka taka opiera się jednak często na medialnych kliszach i półprawdach, a ignoruje realne działania rządu Niemiec.

W istocie rzadko który z liderów europejskich zrobił tyle co Angela Merkel, aby rozwiązać obecny kryzys. Niemcy nie tylko przyjęły największą liczbę uchodźców z Bliskiego Wschodu, ale też od lat były głównym dawcą pomocy humanitarnej dla uciekinierów z Syrii i przewodzą dyplomatycznym wysiłkom na rzecz zatrzymania exodusu. Nietrafione są też oskarżenia o spowodowanie obecnego kryzysu.

Po pierwsze, warto pamiętać, że Niemcy nie brały udziału w żadnej z bliskowschodnich ekspedycji Zachodu, które stanowią ważne praźródło obecnego kryzysu. W przeciwieństwie np. do Polski nie wysłały żołnierzy do Iraku w 2003 r., a w przeciwieństwie do Francji czy Wielkiej Brytanii nie parły do interwencji w Libii w 2011 r. Od początku konfliktu w Syrii Niemcy nie wspierały też aktywnie opozycji, ale koncentrowały się na pomocy humanitarnej dla ludności cywilnej. Niemieccy politycy mają więc dziś większe prawo niż wielu ich europejskich partnerów, by ogłosić, że to nie jest ich problem. Mimo to zaangażowali się najbardziej.

Po drugie, Niemcy inaczej niż wiele innych państw, które dostrzegły to dopiero w apogeum kryzysu w 2015 r., od początku starały się pomóc rozwiązywać kryzys migracyjny u źródeł. Według niemieckiego MSZ od 2011 r. przekazały 1,5 miliarda dol. na pomoc dla uchodźców z Syrii. Jeszcze w 2014 r., zanim temat zainteresował światowe media, Niemcy zorganizowały konferencję donatorów, apelując o zwiększenie pomocy humanitarnej. Na niedawnej konferencji w Londynie 4 lutego zaoferowały kolejne 2,5 miliarda dol. do 2018 r. Dla porównania: Polska obiecała 3 mln euro.

Po trzecie, kanclerz Merkel aktywnie włączyła się w zabiegi dyplomatyczne wokół kryzysu uchodźczego. Jako jedna z pierwszych wskazywała na kluczową rolę Turcji w zatrzymaniu exodusu do Europy i postawiła na szali własny autorytet i wiarygodność, udając się w tej sprawie do Ankary na początku października 2015 r., zaraz przed wyborami w tym kraju. Zostało to odebrane jako poparcie dla rządów prezydenta Erdoğana, który coraz bardziej oddala się od standardów demokratycznych. To z uwagi na presję Niemiec Turcja zawarła pod koniec listopada układ z UE (zob. szczegóły), w ramach którego Turcy mają zatrzymać uchodźców w zamian m.in. za 3 miliardy euro przez 2 lata (z tzw. Turkey Refugee Facility). Blisko jedna czwarta wpłaty krajów członkowskich – 427,5 miliona euro – ma pochodzić z Niemiec. Polska zgodziła się przekazać na ten cel 57 milionów euro.

Po czwarte, zaskakujące jest, z jaką łatwością utrwalił się pogląd, jakoby kryzys uchodźczy wywołała sama Merkel, robiąc sobie jedno selfie i zapraszając uchodźców do Europy. Do końca sierpnia 2015 r., kiedy Niemcy zawiesiły stosowanie systemu Dublin 2 wobec uciekinierów syryjskich i zaczęła się „kultura powitania” – Willkommenskultur – do brzegów Grecji i Włoch dotarło już ponad 352 tysiące migrantów – dwa razy więcej niż przez cały 2014 r. W tym samym okresie w UE złożonych zostało już 711 tysięcy wniosków azylowych (!), o sto tysięcy więcej niż rok wcześniej, w tym w Niemczech ponad 261 tysięcy, w porównaniu do 202 tysięcy w 2014 r. Co powodowało tymi ludźmi, jeśli jedyna powszechnie znana dotąd wypowiedź Merkel z lipca skierowana do młodej Palestynki w Rostocku brzmiała z goła przeciwnie: „Niemcy nie mogą przyjąć po prostu wszystkich uchodźców”?

Wydaje się, że powszechnie krytykowana decyzja Merkel była więc raczej skutkiem niż źródłem kryzysu migracyjnego. Z pewnością jednak deklaracja z końca lata spotęgowała go, bo dodatkowe tysiące ludzi wtedy dopiero podjęły decyzję o wyprawie do Europy, zanim okno możliwości zostanie znowu zamknięte. W efekcie przez cztery ostatnie miesiące roku do Unii trafiło jeszcze ponad 658 tysięcy osób, a w sumie w całym zeszłym roku ponad milion migrantów – w zdecydowanej większości do Niemiec. Część odpowiedzialności za to spada na panią Merkel. Trudno jednak jednoznacznie określić, o ile mniej osób ruszyłoby do Europy, gdyby nie decyzja niemieckiej kanclerz? Z pewnością nie miało to wielkiego wpływu na ponad 150 tysięcy ludzi, którzy tak czy inaczej trafili do Włoch szlakiem przez centralną część Morza Śródziemnego.

Warto też zastanowić się, co by wydarzyłoby się na Bałkanach, gdyby nie postawa Niemiec?

Jeśli Merkel nie podjęłaby decyzji o zawieszeniu systemu Dublin 2, setki tysięcy migrantów zarejestrowanych w Grecji, we Włoszech i na Węgrzech mogłyby zostać odesłane do krajów pierwszej rejestracji, dodatkowo utrudniając ich sytuację. Można uznać, że Niemcy w ten sposób odciążyły inne kraje europejskie i złagodziły kryzys humanitarny na Bałkanach. Nie bez powodu liczba rejestracji wniosków azylowych na Węgrzech spadła z ponad 47 tysięcy w sierpniu do ponad 30 tysięcy we wrześniu i zaledwie 615 w październiku i 325 w listopadzie (dane Eurostatu). Problem na Węgrzech się nie rozwiązał, tylko przeniósł dalej na północ. To dziwny paradoks, że jednym z największych krytyków polityki Niemiec jest premier Wiktor Orbán.

Jeszcze bardziej dziwią pojawiające się czasem opinie, jakoby Niemcy wywołały kryzys uchodźczy, bo potrzebują 600 tysięcy pracowników rocznie dla swojej gospodarki. Jeśli faktycznie tak bardzo potrzebowaliby pracowników, mogli zrobić to przecież oficjalnymi kanałami, wydając wizy. Chętni do migracji musieliby stać w długich kolejkach i spełnić konkretne wymagania rynku pracy, a do tego za podróż zapłaciliby, kupując bilety na Lufthansę, a nie opłacając przemytników.

Po piąte w końcu, ogromna skala migracji, która ostatecznie przerosła możliwości kraju i ekscesy części uchodźców w Kolonii i innych miastach na początku roku, które odwróciły sympatie opinii publicznej, sprawiają, że polityka Niemiec też się zmienia. Merkel poszukuje nowych sposobów rozwiązania problemu – zwiększa naciski na Grecję, by ta skutecznie zatrzymywała uchodźców, wspiera pomysł powołania Europejskiej Straży Granicznej i Przybrzeżnej i proponuje wykorzystanie NATO, by zwiększyć ochronę granic zewnętrznych UE, a także wprowadza zmiany w krajowym prawodawstwie dotyczącym uchodźców, by zniechęcić ich do podróży do Europy.

Polityka otwartych drzwi w Niemczech dobiega końca. Ale właśnie dlatego, że wcześniej był etap otwartości i solidarności, wizerunek UE na świecie został uratowany, a dziś Unia ma większe pole do bardziej zdecydowanych działań.

Kryzys migracyjny nie jest więc problemem niemieckim – ani nie został przez Niemcy spowodowany, ani nie może być rozwiązany tylko przez jeden kraj. To ogromny kryzys humanitarny, który choć oddziaływa na całą Unię, jego źródła są poza nią i wymaga wspólnotowego rozwiązania. Sprowadzanie całego skomplikowanego zjawiska do odpowiedzialności jednego polityka wynika albo z braku wiedzy, albo ze złej woli.

W polityce kanclerz Merkel wobec kryzysu nie wszystkie elementy muszą się podobać w Polsce i Europie Środkowej (jak nacisk na relokację uchodźców), ale póki co nikt inny nie przedstawił lepszego rozwiązania tej sytuacji. Zamiast więc krytykować panią kanclerz, lepiej trzymać kciuki, by jej inicjatywy zaczęły przynosić oczekiwane rezultaty.

W tych wieloaspektowych działaniach jest też sporo miejsca na konstruktywną współpracę polsko-niemiecką. Warto zobaczyć w tym szansę, a nie zagrożenie. W końcu tym, kto zyskuje najwięcej na osłabianiu pozycji kanclerz Merkel, jest nie kto inny jak rosyjski prezydent Władimir Putin.

Patryk Kugiel jest analitykiem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Trump bierze Biały Dom, u Harris nastroje minorowe. Dlaczego cud się nie zdarzył?

Donald Trump ponownie zostanie prezydentem USA, wygrał we wszystkich stanach swingujących. Republikanie przejmą poza tym większość w Senacie. Co zadecydowało o takim wyniku wyborów?

Tomasz Zalewski z Waszyngtonu
06.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną