Starsi berlińczycy wiedzą, że podział miasta nastręcza masę prozaicznych kłopotów: zerwane linie komunikacyjne, brak połączeń telefonicznych. Najgorsze są jednak ścieki. Można oddzielić się murem i drutami kolczastymi, ale w sprawie kanalizacji trzeba się dogadać.
To była pierwsza sprawa, którą zajął się Mustafa Akıncı (czyt. Akyndży), gdy w 1974 r. został burmistrzem Nikozji. Kilka tygodni wcześniej na niepodległym i jeszcze zjednoczonym Cyprze wybuchła krótka wojna między paramilitarną organizacją Greków cypryjskich i desantem tureckiej armii. Junta wojskowa w Atenach wsparła pobratymców, licząc na przyłączenie wyspy do Grecji, na co nie chciała pozwolić Ankara. Ostatecznie Cypr podzieliła zielona linia, która do dziś biegnie przez sam środek Nikozji.
Ścieki były priorytetem. System kanałów koncentruje się po północnej stronie miasta i tam też była jedyna oczyszczalnia ścieków. Ankara początkowo chciała politycznie wykorzystać ten fakt i dosłownie zasmrodzić Greków z południa. Akıncı przekonał jednak swoich tureckich patronów, że tak ludzki problem trzeba po ludzku rozwiązać. Kanały otwarto i był to pierwszy krok na drodze do jedności wyspy.
W nadchodzącym roku Mustafa Akıncı może wykonać ostatni krok na tej drodze. Odkąd w kwietniu został prezydentem Tureckiej Republiki Północnego Cypru, negocjacje z południem przyspieszyły. Sprzyja im prezydent południa, czyli Republiki Cypru, Nikos Anastasiadis, nie tylko z tego samego pokolenia co Akıncı, ale również jego ziomek – obaj urodzili się i wychowali w Limassol. Od listopada spotykają się już co tydzień i negocjują kształt przyszłej federacji, który ma być poddany pod referendum na całej wyspie. Obaj jednak podkreślają: nic nie jest ustalone, dopóki wszystko nie jest ustalone.
Ta ostrożność jest zrozumiała, bo Cypr to cmentarzysko dyplomatów.