W całej Europie mamy wrażenie chaosu i bezradności. Tzw. Państwo Islamskie (Daesz*) w ciągu ostatnich niespełna trzech tygodni przeniosło wojnę za granicę: seria krwawych zamachów w Paryżu, zestrzelenie rosyjskiego samolotu na Synaju i wielka eksplozja w Bejrucie świadczą o jego sile, niezłamanej ponadrocznymi bombardowaniami. Jeśli nie rozwiążemy kryzysu w Libii, Daesz znajdzie się u wrót Europy – ostrzega premier sąsiedniej Algierii, a my czujemy, że już tu jest, bo Francuzi i Belgowie boją się siatek terrorystycznych w swoich krajach. Fala ludzi uciekających przed terrorem, wojną i wegetacją napłynęła już do kilku państw europejskich, którym coraz trudniej znaleźć wsparcie u innych. Aktualia już wyparły bezprecedensową w powojennej Europie zbrojną rewizję granicy i krwawy atak Rosji na Ukrainę. Ledwie zauważymy zbliżający się światowy szczyt klimatyczny, mimo że chodzi o jeden z najpoważniejszych problemów współczesności.
A przecież i walka z terroryzmem w samej tylko Europie będzie wymagała dodatkowych nakładów. Absolutną koniecznością będzie współdziałanie policji i wywiadów w UE. Wzmocnienie granic Schengen wymaga wsparcia wielu krajów, zwłaszcza Grecji z setkami wysp i słabą administracją. Nie można lekceważyć postulatów Turcji, która chce wydatnej pomocy w odciążeniu jej od masy uchodźców. Nie można też zamknąć unijnych granic zewnętrznych, bo i nie ma jak tego zrobić i jak moralnie wytłumaczyć. Terroryści pochodzą z samej Europy, a budowanie muru wokół stworzy wrażenie, że Unia gardzi obcymi, co znów tworzy pożywkę dla ekstremizmów.