Fałszywy geniusz Putina
Doraźne sukcesy prezydenta Rosji: niezbędne, by utrzymać się u władzy
Dla wielu obserwatorów na Zachodzie (również w Polsce) Putin stał się kimś w rodzaju Garriego Kasparowa geopolityki, który wyprzedza innych przywódców o kilka ruchów. Wyciska z rosyjskiego potencjału maksimum możliwości i przywraca imperium. Dowodem na ten strategiczny geniusz Putina ma być interwencja w Syrii, gdzie od ponad tygodnia rosyjskie bombowce atakują pozycje przeciwników Baszara Asada. Zachód był przekonany, że celem tych ataków będzie tzw. Państwo Islamskie, ale Rosjanie nie bawią się w takie detale – tak jak na Ukrainie wszyscy przeciwnicy byli „faszystami”, tak w Syrii wszyscy są „terrorystami”.
Teraz w zachodnich mediach dominuje więc narracja, że oto Putin srogo zakpił z Baracka Obamy, który swoim niezdecydowaniem doprowadził do dramatu Syryjczyków. Putin zaś przychodzi z odsieczą ofiarom wojny domowej i jednocześnie odbudowuje radzieckie imperium. Jeśli na dodatek szybko odbije antyczną Palmyrę – co podobno jest już zaplanowane – to, kto wie, może też zasłuży na pokojowego Nobla?
Cały ten zachwyt jednak pryśnie, gdy w Syrii zaczną ginąć Rosjanie, gdy jakiś strącony rosyjski pilot (choć żadnemu tego nie życzę) straci głowę w światłach reflektorów. Bo Amerykanie nie bez powodów nie zdecydowali się na pełną interwencję w Syrii. Putin zaangażował się w konflikt, którego nie można wygrać bombami.
Przyjmijmy na chwilę, że Rosjanie jednak zniszczą Państwo Islamskie (PI) i uratują Asada. Aby nie dopuścić do reaktywacji dżihadu w Syrii, miejsce PI musieliby zająć umiarkowani przedstawiciele sunnitów, którzy stanowią 80 proc.