Specoperacja „Wybory”
Białoruski opozycjonista Mykoła Statkiewicz o tym, czy da się wygrać z Łukaszenką
Jagienka Wilczak: – 11 października Białoruś wybiera prezydenta. Jak to możliwe, że dla Łukaszenki nie ma alternatywy?
Mykoła Statkiewicz: – Łukaszenka niszczy wszelką alternatywę. Przed panią siedzi przykład: wypuścili mnie z więzienia nazajutrz po tym, gdy minął termin zgłaszania kandydatów na prezydenta. Wcześniej toczyło się przeciwko mnie postępowanie administracyjne, zatrzymywano mnie, a w 2010 r. zaaresztowano, podobnie jak innych niezależnych kandydatów, w samym dniu wyborów. Zostałem skazany pod zarzutem organizowania zamieszek. W istocie trafiłem do więzienia, bo kandydowałem na prezydenta.
Dziś Łukaszenka ma dwoje rywali. Czy ci kandydaci mają jakiekolwiek szanse?
To nie wybory, lecz specoperacja. Jeśli są kontrkandydaci, to wyłącznie na pokaz. Nawet gdyby był kandydat, superpopularny, gdyby otrzymał 80 proc. głosów, to w protokołach wyborczych napisaliby coś innego. U nas już od dawna nie liczą kart do głosowania. I nawet obserwatorzy międzynarodowi nie mają prawa przyglądać się liczeniu głosów w komisjach.
Pana zdaniem te wybory będą sfałszowane?
Fałszerstwo już nastąpiło. Protokoły są już gotowe, liczby znane, administracja prezydenta przygotowuje interpretację. Łukaszenka powinien otrzymać 76 proc. poparcia. Ale wynik będzie wyższy, bo jeśli administracja prezydenta takie wytyczne przesyła w teren, to każdy urzędnik bierze sobie za punkt honoru, żeby ten odgórny wynik przekroczyć, zrobić lepszy niż w sąsiedniej wsi. To najlepiej od razu wpisać 80 proc. albo 82. Żeby nie było pretensji, że tak słabo u mnie wyszło. Nie mogą jedynie przekroczyć 100 proc.