Opera w Damaszku z początkiem nowego sezonu wprowadziła wymóg krawata. Dla zapominalskich jest wypożyczalnia, dla opornych – drzwi wyjściowe. Żadnych dżinsów i T-shirtów. Już w trakcie pierwszego koncertu ludzi z całej sali i balkonów zagoniono do pierwszych rzędów. W telewizji wyglądało to, jakby sala była pełna. O atmosferę na premierze – dosłownie i w przenośni – zadbały przenośne generatory prądu, które podróżują po Damaszku w ślad za transmitowanymi wydarzeniami. Ostatnio były m.in. na konferencji dotyczącej odnawialnych źródeł energii. Jednak niewielu Syryjczyków obejrzało to w telewizorze, bo nie mają w gniazdku nawet tej konwencjonalnej. Jeszcze wcześniej generatory były na wielkim kongresie poświęconym migrującym ptakom. Akurat w dziedzinie masowych migracji Syryjczycy są już światowej klasy ekspertami, choć woleliby nie.
Pomysłodawcą i sponsorem ptasiego kongresu był oczywiście Baszar Asad. Pojawił się tam rześki, cały w uśmiechach, co można sprawdzić na jego prywatnym Instagramie. Wojna domowa i czas nie imają się 49-letniego prezydenta. Zachodni przywódcy w trakcie swoich kadencji często wyraźnie się starzeją. Nawet Barack Obama osiwiał. A ten nic – ani zmarszczki, ani podkrążonych oczu. Tak samo umysł – jakby nietknięty przez pędzące wydarzenia. Asad nadal twierdzi w wywiadach dla zachodnich mediów, że broni Zachodu przed terrorystami. Przekonuje, że jego żołnierze z zasady nie torturują, i nie ma bladego pojęcia, co to bomby beczkowe, choć nie ma tygodnia, aby rządowe helikoptery nie zrzuciłyby na cywilów tej śmiercionośnej broni. Przede wszystkim jednak Asad jest pewien, że zwycięstwo jest blisko.
Po porażkach armii rządowej w północno-wschodniej części kraju, utracie Palmyry i Idlib Asad kontroluje zaledwie 16 proc.