Ophelya Adé pochodzi z Ghany, ale zapragnęła lepszego życia w Europie. We włoskim obozie dla uchodźców nie czuła się dobrze. Spokój znalazła dopiero w niemieckim Hanowerze. „Byłam taka wdzięczna, czułam taką ulgę, że Angela Merkel nas przyjmuje” – opowiada. Młodszą córkę, która urodziła się już w Niemczech, Adé nazwała na cześć pani kanclerz: Angela Merkel.
W 16-tysięcznym Heidenau koło Drezna o wdzięczności nie ma mowy. Panią kanclerz, która 26 sierpnia przybyła do miasteczka, witały gwizdy i buczenie. Na transparencie ktoś napisał drukowanymi literami: „ZDRAJCZYNI NARODU”. Miejscowi są wściekli, że w dawnym składzie materiałów budowlanych powstał ośrodek dla kilkuset azylantów.
Podobnych ośrodków szybko przybywa w kolejnych miastach. Ministerstwo spraw wewnętrznych szacuje, że w tym roku trafi do Niemiec nawet 800 tys. uchodźców i osób starających się o azyl. Byłoby to prawie dwukrotnie więcej niż w rekordowym 1992 r., gdy trwała wojna domowa w rozpadającej się Jugosławii. W 2008 r. zarejestrowano w Niemczech 28 tys. wniosków o azyl. Teraz w samym lipcu było ich prawie 83 tys.
Pani kanclerz zmienia zdanie
Angela Merkel stoi być może przed największym wyzwaniem, odkąd 10 lat temu objęła władzę. W przypadku kryzysu greckiego czy konfliktu na Ukrainie lepiej lub gorzej udawało się pogodzić rozbieżne interesy krajów członkowskich UE. Teraz będzie to jeszcze większą próbą.
– Temat zbyt długo był wypierany! – uważa prof. Ulrich Sarcinelli, niemiecki politolog, były prorektor uniwersytetu w Koblencji-Landau. Sarcinelli tłumaczy, że wyznaczanie trendów nie leży w naturze Angeli Merkel, która z wykształcenia jest fizykiem. Pani kanclerz woli odczekać, by potem bezpiecznie surfować na fali zarysowujących się nastrojów i postaw.