Lipcowy dzień, miasto São Luís na północy Brazylii. Cleidenilson da Silva, 29 lat, wchodzi do sklepu z rewolwerem w ręku z zamiarem kradzieży; towarzyszy mu 16-letni wspólnik. Rewolwerowcy z nich marni, prawdopodobnie nie zamierzają do nikogo strzelać – pistolet ma zastraszyć sprzedawcę i dodać animuszu napastnikom. Da Silva wdaje się w słowną sprzeczkę z przypadkowym klientem, zostaje powalony na podłogę i obezwładniony. Zbiegają się ludzie z okolicy, przywiązują niedoszłego złodzieja do latarni i zaczynają samosąd. Biją kijami, kopią, rzucają kamieniami i butelkami. Da Silva umiera, zanim przyjadą policjanci. Stróże porządku zdołają ocalić jedynie 16-latka, który obezwładniony czeka w kolejce do linczu.
Rok temu na obrzeżach São Paulo zlinczowano na śmierć Fabianę Marię, 33-letnią matkę dwójki maluchów, którą sąsiedzi posądzili o porywanie dzieci i praktykowanie czarnej magii. W śledztwie ustalono, że podejrzenie było całkowicie fałszywe. Chwilę przed linczem kobieta odwiedziła przyjaciółkę, od której pożyczyła egzemplarz Biblii. Na ulicy zatrzymała się obok bezdomnego dziecka i dała mu banana – to wystarczyło, żeby wzbudzić podejrzenie ludzi z sąsiedztwa.
Również rok temu w Rio de Janeiro sąsiedzi dopadli młodego nauczyciela, uprawiającego jogging. Pomylili mężczyznę z uciekającym złodziejem. Policja uratowała go w ostatniej chwili: gdy związany czekał na egzekucję; jeden z uczestników linczu był w drodze po maczetę.
To nieodosobnione przypadki wymierzania samosądów. José de Souza Martins, sędziwy socjolog, który właśnie opublikował książkę – efekt 30-letnich badań nad zjawiskiem linczu – twierdzi, że każdego dnia dochodzi w Brazylii do jakiegoś brutalnego samosądu. Po linczu dokonanym na Cleidenilsonie da Silvie jedna z gazet opublikowała na pierwszej stronie jego fotografię – przywiązanego do latarni, umierającego – razem z ryciną sprzed 200 lat, przedstawiającą nieszczęśnika uwieszonego do słupa i chłostanego.