Republika muzyków berlińskich
Filharmonicy z niemieckiej stolicy sami wybierają sobie szefa
Na ten moment czekali miłośnicy muzyki poważnej od Zachodniego Wybrzeża USA po Japonię. 22 czerwca do dziennikarzy i fotografów, tłumnie zgromadzonych w berlińskiej filharmonii Sharouna, wyszło kilku dżentelmenów w eleganckich frakach. Najpierw po niemiecku, a później po angielsku ogłosili radosną nowinę: nowym głównym dyrygentem filharmoników będzie Rosjanin Kirył Petrenko, dotychczas generalny dyrektor muzyczny Bawarskiej Opery Państwowej w Monachium.
Petrenko będzie dopiero dziesiątym głównym dyrygentem w ponadstuletniej historii orkiestry. W tym samym czasie Kościół katolicki miał 11 papieży. Wybory kierownika artystycznego filharmoników często są zresztą porównywane do watykańskiego konklawe. Też towarzyszą im wielkie emocje, długie wyczekiwanie – i podobna aura tajemniczości.
Tam jednak głosują wyłącznie kardynałowie, tu – wszyscy pełnoprawni członkowie orkiestry. Trąbka albo flet znaczą tyle samo co pierwsze skrzypce. Teoretycznie każdy uczestnik tego „konklawe” może zgłosić jako kandydata dowolnego żyjącego dyrygenta. W praktyce realne szanse na wybór mają ci, którzy byli już zapraszani na gościnne występy w Berlinie. To grono około 30–40 osób.
O tym, gdzie będzie obradować orkiestra, biuro prasowe w najlepszym razie informuje w ostatniej chwili. – Filharmonicy są bardzo dyskretni – potwierdza Peter Uehling, dziennikarz muzyczny z „Berliner Zeitung”. Wybory są tajne. Ponoć przed wejściem na salę obrad filharmonicy muszą oddać telefony komórkowe. Jedyny niemuzyk, który obserwuje głosowanie, to zaufany prawnik. Ma zagwarantować, że wszystko odbędzie się zgodnie z procedurami. Zwycięzca musi zostać wyłoniony znaczną większością głosów. Jaka dokładnie to większość, też jest tajemnicą.