W krajach sunnickich Rembrandt mógłby najwyżej zawisnąć na szubienicy, jako że sunnizm zakazuje portretowania ludzi. W szyickim Teheranie holenderski geniusz zawisł na kilkudziesięciu billboardach. Zresztą nie tylko on, również Edvard Munch i Henri Cartier Bresson z jego zdjęciami. Na początku maja, z dnia na dzień, niemal na wszystkich billboardach w stolicy Iranu pralki, soki i męczennicy ustąpili miejsca wielkiej sztuce. To zasługa burmistrza Teheranu Mohammada Bakera Kalibafa, który musiał wystarać się o specjalne pozwolenie od ajatollahów. Twierdzi on, że Irańczycy nie mają czasu chodzić do muzeów i galerii, więc góra przyszła do Mahometa – teherańczycy w korkach spędzają średnio ponad trzy godziny dziennie, co jest jednym z najgorszych wyników na świecie.
Burmistrz, kiedyś radykalny członek Strażników Rewolucji, musiał przeżyć jakieś nawrócenie – żartują krytycy, sugerując, że Kalibaf z wyrachowania przygotowuje się już na otwarcie kraju po tym, jak latem Iran prawdopodobnie podpisze umowę nuklearną z Zachodem. Jego najnowszy pomysł – chce zlikwidować słynne więzienie Evin, zwane irańską Bastylią. W jego lochach zginęło tysiące więźniów politycznych, zarówno przed, jak i po rewolucji. Teraz ma być tam park i place zabaw. W Iranie każda zmiana musi być rewolucyjna.