Rosyjski atak na Ukrainę to największe zagrożenie dla bezpieczeństwa współczesnej Europy – piszą we wspólnym oświadczeniu ministrowie obrony pięciu państw skandynawskich. Zapewniają jednocześnie, że wzmocnią współpracę wojskową, ich armie odbędą więcej wspólnych ćwiczeń, także razem z żołnierzami państw bałtyckich.
Informacje wywiadowcze między Skandynawami mają krążyć szybciej i sprawniej. Wszystko po to, by Dania, Finlandia, Islandia, Norwegia i Szwecja mogły zareagować np. na przekraczanie przez rosyjskie lotnictwo skandynawskich granic albo ewentualne prowokacje w państwach bałtyckich czy w Arktyce.
Ministrowie wszędzie na świecie są świetni w składaniu deklaracji i wydawaniu oświadczeń, toteż nie bardzo wiadomo, w jaki sposób i czy w ogóle pięć państw chce Rosjan powstrzymywać. Ale fakt, że Skandynawowie tak zdecydowanie i otwarcie mówią o rosyjskich zagrożeniach, to sygnał jakościowej zmiany. Wcześniej w stosunku do Rosji przeważał na północy Europy pragmatyczny realizm.
Nawet Finowie – pozostający poza NATO, uzależnieni od rosyjskiego gazu ziemnego, zmagający się czasem m.in. z embargiem na drewno i ze względu na sąsiada ze wschodu utrzymujący armię z poboru – woleli mówić o Rosjanach jako o odpowiedzialnych partnerach i dziwili się np. polskim obawom.
Deklaracja ministrów zbiega się z publikacją tegorocznego wskaźnika postępu społecznego, który mierzy, jak państwa zaspokajają potrzeby obywateli w wybranych dziedzinach: służbie zdrowia, usługach komunalnych, czy potrafią zapewnić bezpieczeństwo, edukację czy podstawowe wolności. I choć rozmaite rankingi często więcej mówią o ich twórcach (tu m.in. nobliści Amartya Sen i Joseph Stiglitz), to warto odnotować, że zestawienie 133 krajów otwierają Norwegia i Szwecja. Islandia jest czwarta, Finlandia siódma, Dania ósma. Dla porównania: Polska znalazła się na pozycji 27. Rosja wylądowała na 71. miejscu, dokładnie między Mołdawią i Wenezuelą.
Choć analogie historyczne mają swoje słabości, to nasuwa się następująca: jeszcze stosunkowo niedawno to właśnie mieszkańcy północy Europy byli postrachem reszty kontynentu. Dobrze pamiętamy, jaką katastrofę na Polskę ściągnęły skandynawskie wyprawy wojenne z XVII i XVIII w.
Kres szwedzkiemu militaryzmowi położyła – niesłusznie zapominana – wielka wojna północna i bitwa pod ukraińską dziś Połtawą, starcie, które z kolei utorowało Rosji drogę do mocarstwowej pozycji.
Ponad 300 lat później Skandynawia jest względnie łagodna (jej żołnierzom zdarza się walczyć w misjach stabilizacyjnych i pokojowych), syta, bezpieczna. Za to Rosja nadal mentalnie tkwi w czasach, gdy politykę robiło się głównie przez tworzenie sobie wrogów, których później można sprać na polu bitwy.
Pozostaje mieć nadzieję, niezależnie od starań europejskich polityków, że Rosja też kiedyś przestanie szukać wrogów tam, gdzie ich nie ma, pozbędzie się kompleksów i dla naszego pożytku i pożytku własnych obywateli wreszcie wyrośnie z imperialnych krótkich portek.