Z Władimirem Putinem łączy go więcej niż tylko styl rządzenia. Lider Czeczenii Ramzan Kadyrow podobnie jak rosyjski prezydent kocha sporty walki oraz zwierzęta i ma potrzebę dzielenia się tym z całym światem. Jako aktywny użytkownik sieci społecznościowych, publikuje na Instagramie swoje zdjęcia z tygrysami, końmi (na utrzymanie stajni wydaje co najmniej 370 tys. dol. rocznie) i innymi zwierzakami.
Jego konto na Instagramie uważnie śledzą nie tylko dziennikarze z działów life-style, ale także politolodzy, bo od czasu do czasu zamieszcza tam ważne wypowiedzi polityczne. Ostatnio Kadyrow – już dotąd obsypany licznymi odznaczeniami i orderami – dostał od Putina kolejne, m.in. Order Honoru. W ramach mowy dziękczynnej napisał na Instagramie: „Zawsze będę wdzięczny Władimirowi Władimirowiczowi za wszystko, co zrobił dla mnie i mojego narodu. Zawszę będę mu wierny, niezależnie od tego, czy będzie prezydentem czy nie. Poświęcić życie dla kogoś takiego to nic trudnego”.
W innych okolicznościach tego typu oświadczenie Kadyrowa nie zwróciłoby pewnie większej uwagi. Ale trzy państwowe odznaczenia w krótkim czasie i deklaracja lojalności zbiegły się w czasie z przedłużającą się publiczną nieobecnością Władimira Putina i gęstniejącą z tego powodu atmosferą polityczną.
Nieco wcześniej Federalna Służba Bezpieczeństwa podała nazwiska podejrzanych o zabójstwo opozycyjnego polityka Borysa Niemcowa. Jest ich pięciu i wszyscy są Czeczenami, a główny podejrzany, Zaur Dadajew, to były (?) podwładny Kadyrowa, oficer czeczeńskiego specnazu. W świat natychmiast poszła wiadomość, że Dadajew rzekomo przyznał się do zabicia polityka, bo jako wierny wyznawca islamu poczuł się urażony jego uwagami w sprawie karykatur Mahometa.
Komentując sprawę, Kadyrow powiedział o Dadajewie, że jest świetnym oficerem i prawdziwym patriotą Rosji i zasugerował, że nawet jeśli popełnił tę zbrodnię, to mógł to zrobić z pobudek religijnych, bo sprawa obrażania proroka tak bardzo nim „wstrząsnęła”. Niedługo potem sam Dadajew miał jednak zaprzeczyć udziałowi w zbrodni i stwierdzić, że ma alibi. W mediach pojawiły się informacje, że podobno był torturowany, a zeznania wymuszono.
Zrobię to, czego zechce lud
Sam „islamski trop” jako motyw morderstwa wydaje się mało prawdopodobny, bo wypowiedzi Niemcowa w obronie „Charlie Hebdo” były rutynowym wystąpieniem w obronie wolności słowa. Ale to już w zasadzie przestało być tematem dyskusji. „Kremlolodzy” przekonują, że zabójstwo i śledztwo w jego sprawie stało się polem walki na rosyjskich szczytach władzy. Twierdzą, że to FSB i wywiad wojskowy postanowiły wykorzystać sytuację, by pozbyć się Kadyrowa.
Od samego początku uważali go za wroga, a pomysł oddania mu pełnej władzy nad Czeczenią za szkodliwy dla Rosji i dla nich, bo oznaczał utratę wpływów służb na Kaukazie. Według jednej z teorii spiskowych to właśnie FSB w 2004 r. dokonało zamachu na życie ówczesnego prezydenta tej kaukaskiej republiki i ojca Ramzana, Achmata Kadyrowa, co miało zakończyć haniebną politykę oddawania władzy Czeczenom.
Władimir Putin uparł się jednak, że to młody Ramzan przejmie władzę po ojcu i, przyjmując go na Kremlu zaraz po tamtym zamachu, dał jasny znak, że włos z jego głowy spaść nie może. Od tamtej pory wrogowie trwali we względnej równowadze, chociaż nie można powiedzieć, że ich relacje układały się dobrze. Kadyrowcy stali podobno za kilkoma zuchwałymi zabójstwami Czeczenów związanych z wywiadem wojskowym GRU, ale moskiewscy „siłowicy” mieli związane ręce.
Władimir Putin chroni Kadyrowa przed kolegami ze służb. A Kadyrow chroni Putina, pilnując Kaukazu, demonstrując lojalność i wygrażając jego wrogom. Gdy Ramzan mówi, że wszystko, czym jest, zawdzięcza Putinowi, nie przesadza. Prezydent stał się dla niego politycznym ojcem.
W 2006 r. w siedzibie klubu bokserskiego Ramzan w Groznym niespełna 30-letni premier Czeczenii spotkał się z międzynarodową delegacją dziennikarzy, przywiezioną do kaukaskiej republiki pod troskliwą opieką FSB. Formalnie ciągle trwała jeszcze w tym regionie „operacja antyterrorystyczna” władz federalnych, ale na ulicach Groznego niełatwo było znaleźć rosyjskich żołnierzy. Miasto należało już do innej „armii”, tzw. kadyrowców – ubranych na czarno, małomównych i uzbrojonych w kałasznikowy.
Ramzan Kadyrow był sobą. Jak zwykle, niezbyt składnie mówiąc po rosyjsku, przekonywał o wspaniałości prezydenta Putina i opowiadał o tym, jak rozkwita Czeczenia, stopniowo podnosząca się z ruin po dekadzie wojny. Z właściwą sobie niefrasobliwością Ramzan Achmatowicz mówił jedno, by za chwilę temu zaprzeczyć.
Zapewne jak legendarny sowiecki agent Stirlitz wychodził z założenia, że rozmówca i tak zapamiętuje tylko ostatnie zdanie. Na frapujące wszystkich pytanie, czy zamierza zostać prezydentem republiki i zastąpić pełniącego tę funkcję Ału Ałchanowa, odpowiedział kategorycznie: nie ma mowy, jestem Czeczenii potrzebny jako premier. „A jeśli naród tak zadecyduje, poprosi pana?”, „No..., wtedy się zgodzę”. Kilka miesięcy później był już prezydentem.
Oczywiście „naród” miał w tej historii najmniej do powiedzenia. Młody Kadyrow był namaszczony na następcę już w chwili tragicznej śmierci ojca. 9 maja 2004 r. podczas obchodów Dnia Zwycięstwa wybuchła bomba wmurowana w trybunę honorową pod stadionem w Groznym. W zamachu zginął prezydent i kilka innych osób, kilkadziesiąt zostało rannych. To wtedy, jak przekonują rosyjscy eksperci, zapadła decyzja o przekazaniu rządów młodemu Kadyrowowi.
Dla Kremla sprawa sukcesji w kaukaskiej republice była kluczowa. Po dwóch wojnach na Kaukazie Północnym, w czasie których Rosja krwawo tłumiła czeczeński separatyzm, masowo zabijając cywilów i ponosząc duże straty po stronie swoich sił, było jasne, że nie da się uspokoić regionu przy pomocy władzy wysłanej z Moskwy. Kontrolę nad republiką przekazano lojalnym wobec Kremla Czeczenom, a proces ten nazwano czeczenizacją.
Nie przebiegał on łatwo i dla Kremla szybko stało się jasne, że w republice potrzebny jest miejscowy car – taki mniejszy Władimir Putin, który będzie na tyle przekonujący i „czeczeński”, że większość mieszkańców uzna go za swojego. Jednocześnie na tyle silny i bezwzględny, by ostatecznie rozprawić się z tymi Czeczenami, którzy ciągle walczyli przeciwko Rosji. Nowy lider musiał spełnić jeden kluczowy warunek – być lojalny wobec Moskwy.
Idealnym kandydatem wydał się wówczas Putinowi młody Ramzan Kadyrow. Podobnie jak ojciec, w latach 90. walczył po stronie Czeczenów przeciwko Moskwie, ale na przełomie wieków zmienił barwy. Pomimo młodego wieku szybko robił karierę – w 2003 r., gdy Kadyrow starszy został prezydentem, Ramzan stanął na czele jego ochrony.
Mały Putin
Po zamachu w Groznym media opublikowały zdjęcia ze spotkania Władimira Putina z Ramzanem Kadyrowem. Młody Czeczen wyglądał na zdruzgotanego, na spotkanie na Kreml został przywieziony niemalże w kapciach, w jasnoniebieskim dresie. Osobista tragedia stała się jednak dla niego wstępem do wielkiej kariery.
Najpierw jako p.o. premiera, a potem już szef rządu wziął sprawy w swoje ręce i zaczął robić porządki w republice. Z Groznego regularnie dochodziły sygnały o jego konfliktach z Ałchanowem. Ówczesny prezydent był niezadowolony, że Kreml zrobił z niego figuranta, a realnie władzę dzierżył młody premier. Kadyrow podporządkowywał sobie lokalne struktury polityczne i siłowe, rozbudowywał prywatny specnaz – armię kadyrowców, nad którą nie miały kontroli ani władze czeczeńskie, ani nawet Moskwa.
Przede wszystkim jednak skutecznie tworzył własną legendę. Na ścianach budynków w Groznym zawisły plakaty z jego podobizną, do kaukaskiej stolicy zawitały luksusowe sklepy, a media przekonywały, że ludziom „żyje się lepiej i weselej”. Z jednej strony Kadyrow rządził twardą ręką i „oczyszczał” republikę z wrogów, z drugiej podkreślał przywiązanie do tradycji i islamu, promując surowe zasady szariatu.
Płacił Kreml. To była istota umowy na zarządzanie Czeczenią. Grozny, a precyzyjniej Kadyrow, dostał swobodę, o jakiej inni szefowie rosyjskich regionów mogli tylko marzyć. Do kieszeni kaukaskiego przywódcy płynęły pieniądze z Kremla i z innych mniej oficjalnych źródeł, na co Moskwa przymykała oczy. Już wówczas pojawiały się głosy, że ceną za spokój na Kaukazie jest emancypacja Kadyrowa i w końcu Kreml nie będzie w stanie go kontrolować. Problem polegał na tym, że plan udało się zrealizować tylko częściowo – Ramzan nie liczył się ani z Moskwą, ani z państwem rosyjskim jako takim. Zawarł umowę tylko i wyłącznie z Putinem. Mówią o nim Ramzan Władimirowicz.
Jak w rodzinie
„Jest dla mnie jak syn” – powiedział Władimir Putin, gdy Kadyrow młodszy był już niepodzielnym władcą na Kaukazie. „To mój idol. Kocham go” – przekonuje młody Czeczen przy każdej możliwej okazji. W grudniu na stadion w Groznym wyprowadził 20 tys. swoich gwardzistów, którzy publicznie przysięgli wierność Władimirowi Putinowi, a następnie przemaszerowali przez ulice miasta.
Jest regularnym laureatem dorocznego konkursu lizusów, organizowanego przez moskiewski tygodnik „Kommiersant-Włast”. Poprzeczka jest ustawiona wysoko, bo chór pochlebców jest liczny i każdy chce się wyróżnić. Ale z Kadyrowem nie mają szans wygrać. I to nie tylko w kategorii pochwał.
Głośniej i bardziej zuchwale niż inni Ramzan Kadyrow wzywał do walki z wrogami Rosji, w tym także tymi wewnętrznymi. Publicznie groził m.in. Michaiłowi Chodorkowskiemu, szefowi Echa Moskwy Aleksiejowi Wieniediktowowi, gdy ci potępili zamachy na redakcję „Charlie Hebdo” i mówili o możliwej publikacji karykatur w Rosji.
Potrafi też być gościnnym gospodarzem. Na imprezy w Groznym ściąga światowych celebrytów, a za przychylność nagradza – rozdaje luksusowe samochody i podobno wypłaca sowite honoraria za każde odwiedziny. Do Groznego przyjeżdżali m.in. Jean Claude van Damme, Hillary Swank, Gerard Depardieu i Liz Hurley, a w 2011 r. Vanessa Mae zagrała na jego koncercie urodzinowym połączonym z otwarciem luksusowego kompleksu biznesowego Grozny-City. Media twierdzą, że z Mike’em Tysonem, który nieraz bywał w Czeczenii, Kadyrow wręcz się przyjaźni.
Już w 2006 r., gdy oprowadzał dziennikarzy po Groznym, widać było, że odbudowę Czeczenii traktuje poważnie. Powojenne ruiny stopniowo zastępowały nowe domy, sklepy, stacje benzynowe. W czasie swoich rządów doprowadził do kilkukrotnego spadku bezrobocia. Oczywiście to jest „eksportowy” obraz kraju.
Obrońcy praw człowieka twierdzą, że Kadyrow brutalnie rozprawiał się ze swoimi przeciwnikami, a w podziemiach swojej rezydencji miał torturować więźniów. Dziennikarka Anna Politkowska, która zbierała dowody na nadużycia i zbrodnie Kadyrowa, została zamordowana w 2006 r. Lista zamordowanych wrogów Kadyrowa jest dłuższa, ale formalnie Kadyrow jest czysty – nikt mu nigdy nic nie udowodnił. Pomimo poprawiającej się sytuacji w Czeczenii potok uchodźców z tego regionu, choćby do Polski, nie maleje. To znaczy, że są tacy, którym nowe porządki się nie podobają. Wybór jest – mogą wyjechać.
Kadyrow kreuje się na lidera rosyjskiego islamu. W skali całego kraju to oczywiście wyłącznie zagrywka wizerunkowa, niemająca wiele wspólnego z rzeczywistością. Ale w Czeczenii, gdzie praktycznie zbudował państwo wyznaniowe, rzeczywiście zyskał tym sobie szacunek mieszkańców. Podkreślając swoją religijność i wprowadzając lub tolerując w republice elementy szariatu, Kadyrow raczej odpowiada na zapotrzebowanie społeczne, niż próbuje cokolwiek narzucić. Czeczeni są religijni i takie porządki im się podobają.
Gwarant
Ten pozornie stabilny układ może się jednak gwałtownie załamać. Ramzan wie dobrze, że jeśli zabraknie Władimira Władimirowicza, służby mogą dobrać mu się do skóry, nawet za cenę nowego chaosu na Kaukazie. Z kolei Putin wie, że gdy zabraknie Kadyrowa, nie tylko ryzykuje utratę kontroli nad Czeczenią, ale i osłabienie swojej pozycji. Stając jednak po jego stronie, naraża się „siłowikom”.
Może to oni właśnie ostatnio nie wytrzymali i postawili szefowi ultimatum: albo Ramzan, albo my? Może to właśnie był powód przedłużającej się nieobecności prezydenta w pierwszej połowie marca – zniknął, by w spokoju oddać się refleksji lub – by nie musieć wybierać. – Po raz pierwszy od 15 lat swoich rządów Władimir Putin ma naprawdę poważny problem, niemal otwarty konflikt między dwoma filarami jego systemu władzy: federalnymi siłowikami i Kadyrowem – do takiej wersji przekonuje politolog Stanisław Biełkowski.
Niektórzy eksperci twierdzą, że pozycja Kadyrowa jest na tyle silna, że można go nazywać „drugą osobą w państwie”, pojawiają się scenariusze, według których mógłby nawet zastąpić Putina, a przynajmniej celować w jakieś wysokie stanowisko we władzach federalnych. Te wersje wydają się jednak przesadzone. Po pierwsze, Kadyrow, nawet bardzo mocny, jest Czeczenem. Rosjanie, delikatnie mówiąc, za tym narodem nie przepadają. By Putin myślał o nim jako o delfinie, chyba rzeczywiście musiałby stracić kontakt z rzeczywistością.
Poza tym Kadyrow w Czeczenii jest sułtanem z praktycznie nieograniczoną władzą, a w Moskwie stałby się tylko jednym z urzędników. Może odnalazłby się w którejś z kamaryli, ale na pewno nie miałby takiej władzy jak na czeczeńskich włościach.
Mimo to gdy Władimir Putin w końcu „odnalazł się” po tajemniczej nieobecności, wielu odetchnęło z ulgą. Prezydent Rosji jest obecnie jedynym kuratorem politycznych ambicji młodego Czeczena, które wymykają się racjonalnej ocenie. I mogłyby podpalić Rosję.
Autorka jest analityczką Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.