Świat

Kim jest Emmanuel Macron

„W partii nie brak takich, którzy najchętniej zepchnęliby go ze schodów” – mówi jeden z działaczy Partii Socjalistycznej. „W partii nie brak takich, którzy najchętniej zepchnęliby go ze schodów” – mówi jeden z działaczy Partii Socjalistycznej. Gouvernement francais / Wikipedia
Otoczenie Macrona przyznaje, że łatwo góruje nad innymi, jest wyjątkowo szybki w kojarzeniu faktów i ostry w analizach.
Francja ciągle szuka recepty na wzrost gospodarczy i spadek bezrobocia. Czy ustawa Marcona pozwoli osiągnąć te cele?Thomas Padilla/Maxppp/Forum Francja ciągle szuka recepty na wzrost gospodarczy i spadek bezrobocia. Czy ustawa Marcona pozwoli osiągnąć te cele?

[Tekst został opublikowany w POLITYCE 10 marca 2015 roku.]

Prezydent François Hollande osobiście zaproponował Emmanuelowi Macronowi najważniejszy stołek w rządzie – stanowisko ministra gospodarki, przemysłu i cyfryzacji. We Francji, gdzie sektor państwowy daje dużą część PKB kraju, ta teka to ogromna władza. Jednak pierwsze pytanie (i warunek) 36-letniego Macrona brzmiało: „Czy będę mógł reformować?”. Efekt mamy dziś. W Zgromadzeniu Narodowym właśnie zakończyła się debata nad „ustawą Macrona”. Premier Manuel Valls przedstawił ją jako remedium na trzy francuskie choroby, które przeszkadzają „liberalizować, inwestować i pracować”.

Jednak ustawa – jako remedium na trzy tak poważne choroby – na razie rozczarowuje, gdyż stanowi zbiór raczej drobnych posunięć w 106 artykułach: zwiększenie liczby niedziel roboczych z 5 do 12, swoboda tworzenia sieci przewozów autokarowych (dotychczas zakazanych, aby nie stanowiły konkurencji dla kolei), szerszy dostęp do usług notarialnych i niektórych reglamentowanych zawodów, zwłaszcza prawniczych, zwiększenie konkurencji między aptekami itd.

Ustawę Macrona w parlamencie poparła część prawicy i niewielkie ugrupowanie liberalnych centrystów. Gaullistowska opozycyjna UMP znalazła się w głupiej sytuacji, gdyż nie ma w zasadzie powodu, by walczyć z reformami wprowadzanymi teraz przez socjalistów, ale opracowywanymi jeszcze za rządów Nicolasa Sarkozy’ego. Natomiast socjaliści, paradoksalnie, zamiast poprzeć sztandarową reformę swego ministra gospodarki – zaczęli tradycyjne rozdrapy nad polityką prawdziwej lewicy i walką klasową.

Jak więc przejść od ustawy do realnych reform? Tego we Francji jeszcze nie wymyślono. Nawet łagodne podwyższanie wieku emerytalnego – o kwartał co rok – wywołało nad Sekwaną demonstracje. Oczywiście praca w niedzielę już dawno nie jest dla Francuzów problemem natury religijnej. Niedziela stała się raczej symbolem ustawy Macrona. Ale kłócono się zaciekle o inne punkty. W sumie – 495 poprawek w komisjach, 559 poprawek na niekończących się sesjach plenarnych. Wreszcie zniecierpliwiony rząd zastosował tzw. gilotynę konstytucyjną. Bojąc się, że nie uzyska większości – powiązał ustawę z wotum zaufania dla rządu. Przyjęto ją bez dalszej debaty i poszła do Senatu. Macron wygrał rundę.

Kto się we Francji urodził jako syn profesora medycyny, zjawia się od razu w świecie zamożnych i powinien sympatyzować z burżuazyjną prawicą. Jednak Emmanuel Macron wspomina swoją babkę, nauczycielkę, której rodzice nie umieli jeszcze czytać ani pisać: tak bohater tłumaczy swoje lewicowe zaangażowanie. Niezwykła była, nawet jak na francuską elitę, ścieżka jego kariery.

Z liceum w Amiens, gdzie się urodził, dostaje się do najsłynniejszej chyba szkoły średniej w kraju – elitarnego paryskiego liceum Henri IV. Choć potem przepada w konkursie do prestiżowej Ecole Normale Supérieure, jednego z symboli francuskiej merytokracji, to zaledwie potknięcie, bowiem po dyplomie z filozofii na uniwersytecie Paris-Nanterre (praca dyplomowa z filozofii prawa Georga Hegla) – zostaje asystentem Paula Ricoeura (1913–2005), najsławniejszego chyba w XX w. filozofa francuskiego.

Z Ricoeurem pracuje bardzo blisko przy redakcji fundamentalnego dzieła „Pamięć, historia, zapomnienie” (w Polsce już drugi nakład jest wyczerpany). Ale, choć dzieło liczy 700 stron, Macron nie jest molem książkowym. 10 lat uczył się gry na fortepianie i zdobył trzecią nagrodę dyplomową w konserwatorium w Amiens. Żeby elegancję dopełnić jeszcze energią – uprawiał kick boxing.

Wkrótce potem zdaje do ENA – Krajowej Szkoły Administracji, którą kończyło nie wiadomo już ilu francuskich premierów i ministrów. Liczy się tam, niczym w sporcie, lokata na dyplomie, ale wskutek jakiegoś błędu administracyjnego absolwenci 2004 r. nie mieli końcowej kwalifikacji. Inaczej Macron byłby pierwszy.

Otoczenie Macrona przyznaje, że łatwo góruje nad innymi, jest wyjątkowo szybki w kojarzeniu faktów i ostry w analizach. Sam powiedział, krytykując ślamazarne rozmowy międzypartyjne nad reformami, że kieruje się zasadą sformułowaną przez Oscara Wilde’a: „Ilekroć ludzie od razu się ze mną zgadzają, czuję, że nie mam racji”. Po ENA wstępuje do korpusu „inspektorów finansowych”; tym tytułem obdarza się we Francji urzędników służby państwowej, przygotowanych do najrozmaitszych zadań administracyjnych.

Właśnie jako inspektor finansów zostaje członkiem powołanej przez prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego specjalnej komisji państwowej. Jej pełna nazwa wszystko wyjaśnia: Komisja do uwolnienia (w domyśle skrępowanego rozmaitymi przeszkodami) rozwoju kraju. Sarkozy, który na początku urzędowania jeszcze chciał zamanifestować ponadpartyjność, kierowanie tej komisji zaproponował Jacques’owi Attalemu, znanemu socjaliście, dawnemu współpracownikowi François Mitterranda, a MSZ powierzył wówczas innemu znanemu socjaliście Bernardowi Kouchnerowi.

Attali, wulkan ambicji i pomysłów, chętnie objął komisję, bo reformowanie Francji to zadanie, które każdego polityka – gdyby odniósł sukces – przeniesie do historii, jak Napoleona z jego Kodeksem. O potrzebie i reform, i zmiany mentalności Francuzów rozprawia się co najmniej od końca lat 80. Żona Kouchnera, gwiazda dziennikarstwa Christine Ockrent, mówiąc o oporze, jaki jej rodacy stawiają przedsiębiorczości i liberalizmowi gospodarczemu, zwróciła uwagę, że Francja jest chyba jedynym krajem na świecie, który ma dwie partie trockistowskie! „Można nas zwiedzać jak jakieś muzeum” powiedziała. Komisja Attalego przygotowała zredagowany przez Macrona potężny raport, proponujący reformy we wszystkich chyba dziedzinach życia kraju.

24-letni Macron zapisuje się do Partii Socjalistycznej, chce nawet potem kandydować na posła, ale PS ma innych na oku. Kiedy w wyborach w 2007 r. socjalistka Ségolène Royal, wówczas jeszcze w związku z Hollande’em, przegrywa prezydenturę z Sarkozym, Macron odkłada na bok swoje plany polityczne i rozpoczyna błyskotliwą karierę w biznesie.

I to jakim! Attali, niegdyś prezes Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, poleca go bankowi Rothschilda, a po niespełna czterech latach Macron zostaje tam jednym z zarządców i pilotuje największą transakcję 2012 r., czyli zakup filii koncernu farmaceutycznego Pfizera przez koncern spożywczy Nestlé. Transakcja, oceniana na ponad 9 mld euro, przynosi Macronowi miliony.

Rothschild, Pfizer, Nestlé – głośniejsze marki trudno wymyślić – ale dziś to dość wątpliwe listy referencyjne dla ministra w socjalistycznym rządzie. – W partii nie brak takich, którzy najchętniej zepchnęliby go ze schodów – mówi konfidencjonalnie niewiele starszy od niego działacz PS. Niewiele starszy, bo przed czterdziestką. Macron został ministrem w wieku 36 lat. Przebił go tylko dzisiejszy minister spraw zagranicznych Laurent Fabius, który już w wieku 35 lat (za Mitterranda) był ministrem budżetu, a premierem w wieku 38 lat.

Miliony na transakcji u Rothschilda nie były zresztą czymś dla Macrona niezwykłym. Zanim bohater rozpoczął karierę bankiera, w 2007 r. ożenił się z Brigitte Trogneux, z zamożnej rodziny cukierników z Amiens, ale tak jak i kariera, tak i małżeństwo jest niecodzienne.

Otóż Macron poznał przyszłą żonę jeszcze jako swoją nauczycielkę w liceum. Ona, 20 lat od niego starsza, oczarowała go zamiłowaniem do literatury, on wypracowaniami, które cytowała całej klasie jako wzorowe. Czytała również głośno wiersze, jakie dla niej pisał. Żona Macrona ma, z poprzedniego związku, troje dzieci mniej więcej w wieku swego obecnego męża. Są podobno wzorowym małżeństwem; minister często spędza weekendy z żoną i jej wnukami.

Po zwycięstwie Hollande’a Macron wrócił do służby publicznej. Z banku Rothschilda przeniósł się do Pałacu Elizejskiego na stanowisko zastępcy sekretarza generalnego prezydentury. Pierwszym jego krokiem było przekonanie prezydenta, by zrezygnował z flagowego pomysłu z kampanii wyborczej, to jest stawki podatkowej 75 proc. od dochodów powyżej 1 mln euro rocznie. Tak wysoki podatek szkodził wizerunkowi kraju za granicą i – według złośliwego żartu – przekształcałby Francję w „Kubę bez palącego słońca”.

Bezrobocie, które Hollande obiecywał obniżyć, jednak rosło. Wtedy Macron zachęcił prezydenta do zerwania ze „starym socjalizmem” i pomógł w opracowaniu tzw. Paktu Odpowiedzialności. Wielcy przedsiębiorcy mogą – w negocjacjach z rządem – uzyskać aż 40 mld euro ulg podatkowych pod warunkiem zatrudnienia nowych pracowników. Zaczęto o nim mówić „Mozart Pałacu Elizejskiego” – z aluzją do jego fortepianowych zdolności, ale też nie bez przytyku do jego kawiorowej lewicowości, która tak irytuje wielu kolegów z Partii Socjalistycznej.

Mitterrand umiał jakoś socjalistów przekonać, że jedność jest ważna, Hollande nie ma takiego autorytetu; lewicowa fronda jest zbyt silna. Poza tym wpływy w partii, kto wie, czy nie większościowe, zachowała Martine Aubry, córka znanego polityka Jacques’a Delorsa, była główna konkurentka Hollande’a do prezydentury (przegrała z nim partyjne prawybory).

Socjaliści, którzy popierają panią Aubry i wściekają się na Macrona, mówią: lewica nie zdobyła władzy po to, by prowadzić prawicową politykę. Frondyści odwołują się do takiego argumentu: polityka liberalna jest nie tylko sprzeczna z naszymi przekonaniami, ale nieskuteczna dla utrzymania się przy władzy.

Pani Aubry urządziła Macronowi, a właściwie całemu rządowi oraz prezydentowi Hollande’owi wykład ideologiczny o socjalizmie: W jakim społeczeństwie chcemy żyć? Czy z konsumpcji chcemy uczynić alfę i omegę naszego istnienia? Taki lewica ma dziś projekt? – grzmiała w manifeście opublikowanym w „Le Monde” dokładnie w dniu, kiedy Macron przesłał swoją ustawę do parlamentu.

Sama ustawa niewiele rozwiązuje. Francja ciągle szuka recepty na wzrost gospodarczy i spadek bezrobocia. Nie ustaje spór, czy należy najpierw uleczyć chorego (czyli reformować kraj), by następnie starać się o wzrost, czy odwrotnie – najpierw stymulować wzrost, a potem dopiero reformować. Czy tworzyć miejsca pracy, nawet kosztem deficytu budżetowego, czy równoważyć budżet, choć to pogłębia tylko trudności społeczne.

W debacie tej – co robić najpierw – często pada zarzut „dyktatu Brukseli”, która każe Francji zredukować deficyt. I nieprzyjemne dla Francji porównania z Niemcami, które potrafią trzymać się dyscypliny budżetowej. Ustawa Macrona ma być dla Brukseli dowodem, że Paryż wziął się za reformy strukturalne, i tak zresztą Komisja Europejska to przyjęła, gdyż przyznała właśnie Francji dodatkowe dwa lata dla sprowadzenia deficytu budżetowego poniżej 3 proc. PKB.

Niby to dobrze, ale znów grozi nawrót dyskusji o suwerenności – i na lewicy, i na nacjonalistycznej prawicy. I tu, i tu widać też pragnienie zmiany elit politycznych. Duża część wyborców lewicowych głosuje na Front Narodowy Marine Le Pen nie dlatego, by uważała, że to właściwa ideologia, lecz dlatego, że chce dotychczasowych ludzi – nawet „swoich” – odsunąć od władzy.

Gdzie są stare wielkie francuskie partie polityczne? 11 stycznia największych w historii Francji manifestacji – po zamachu na redakcję „Charlie Hebdo” – nie organizowały partie, bo czuły się zepchnięte na bok i bez inicjatywy. Marsze, w których uczestniczyły, jak się oblicza, 4 mln obywateli, skrzyknęły osoby indywidualne: ludzie sami połączyli się w grupy. – To poważny kryzys systemu reprezentacji politycznej w kraju – ocenia prof. Paul Gradvohl, historyk kierujący Ośrodkiem Kultury Francuskiej w Warszawie. I nawet świeża krew – w osobie cudownego dziecka, Mozarta Pałacu Elizejskiego, Emmanuela Macrona, może nie wystarczyć.

Polityka 11.2015 (3000) z dnia 10.03.2015; Świat; s. 52
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama