Świat

Bezradność

Europa nakłada na Rosję nowe sankcje. Ale czy potrzebnie?

Eduard Korniyenko / Forum
Czy nowe, mocniejsze sankcje wobec Rosji zatrzymają ofensywę separatystów na wschodzie Ukrainy? Czy warto je wprowadzać, jeśli nie skutkują?

Dziś widać, że sankcje nie są bronią, jaka powstrzymuje rozlew krwi. W Donbasie trwa ofensywa separatystów wspieranych przez Rosję. Sankcje nie przeszkadzają im zabijać żołnierzy ani cywili.

A w Brukseli – ministrowie spraw zagranicznych państw Unii rozmawiali w nadzwyczajnym trybie. Zadecydowano o wprowadzeniu nowych sankcji wobec Rosji, wydłużono listę osób i firm objętych restrykcjami. Zgodzono się także, by obecnie obowiązujące sankcje (miały wygasnąć w marcu i lipcu) przedłużyć do września tego roku. Grecy nie protestowali. Inni też nie. Co nie zwalnia Brukseli od poszukiwania wszelkich innych metod rozwiązania kryzysu na wschodzie Ukrainy.

Wydawało się, że porozumieniu przeszkodzi Grecja, której nowy rząd wypowiadał się przeciwko zaostrzeniu kursu. Tymczasem to nie Ateny, lecz Austria, Czechy i Słowacja nie mają ochoty na twardszy kurs wobec Moskwy, wychodząc z założenia, że kolejne sankcje nie powstrzymają wojny, śmierci ani nowych ataków zbrojnych. Konstruktywną funkcję mogą, zdaniem ministrów tych państw, spełnić jedynie rozmowy, negocjacje oraz poparcie dla reform gospodarczych na Ukrainie.

Nowe sankcje miałyby być odpowiedzią na atak na Mariupol, zabicie trzydziestu cywilnych mieszkańców miasta oraz na rozpoczętą nową ofensywę, której celem jest poszerzenie terytorium okupowanego przez separatystów. Za zerwanie uzgodnień protokołu z Mińska, który nieśmiało, ale jednak otwierał możliwości zakończenia konfliktu na wschodzie Ukrainy.

Ale jak daleko można się posunąć? Czy na przykład odcięcie Rosji od systemu rozliczeń międzynarodowych to jest ten właściwy krok? Czy sankcje będą skuteczne?

Trudno nie odmówić racji przeciwnikom ostrzejszych sankcji. Nawet jeśli gospodarka rosyjska ma się gorzej i cierpi z powodu sankcji, to wsparcie dla separatystów nie zmalało, a wręcz przeciwnie, na Ukrainę płyną nowy ciężki sprzęt i nowi najemnicy. Czy to oznacza, że konfliktu nie uda się rozwiązać w najbliższej przyszłości?

Prezydent Petro Poroszenko wie, że Ukraina nie może mierzyć się z Rosją i wygrać wojny militarnie. Rosyjska armia liczy milion żołnierzy, Ukraina ma kłopot z przeprowadzeniem mobilizacji. Nie ma uzbrojenia, brakuje dobrze wyszkolonych dowódców, morale wojska słabnie, kończą się zapasy amunicji, armia straciła ponad połowę swoich samolotów. Armia nawet przez kilka miesięcy względnego spokoju nie była w stanie odtworzyć zapasów. A przede wszystkim nie ma żadnej jasnej strategii. W takiej sytuacji trudno mówić o sukcesach na froncie. Wiedzą o tym Rosjanie, wiedzą separatyści.

Reformy w sferze gospodarki utknęły, bo trudno cokolwiek zmieniać w kraju, którego część – nawet niewielka – jest w stanie wojny. Choć jest to też swego rodzaju wymówka dla polityków.

Dlatego Poroszenko zaapelował dziś o powrót do rozmów i konsultacji z sygnatariuszami protokołów mińskich, ich efektem powinny być postanowienia o natychmiastowym wstrzymaniu ognia i wycofaniu ciężkiej broni od linii rozgraniczenia, wyznaczonej w memorandum mińskim. Prezydent mówi też o konieczności kontroli przejść granicznych z Rosją w obwodach donieckim i ługańskim i monitoringu granicy przez obserwatorów OBWE.

Z Mińska przyszło potwierdzenie, że grupa kontaktowa spotka się w piątek w stolicy Białorusi, jeśli wszyscy jej uczestnicy wyrażą na to zgodę.

Wiadomo, że do Donbasu jeździł ostatnio Wiktor Miedwiedczuk, wysoki urzędnik z czasów Janukowycza, mający bliskie, nawet rodzinne stosunki z Władimirem Putinem. Czy udało mu się nakłonić liderów separatystów, by powrócili do stołu rozmów? Ostatnia uchwała parlamentu Ukrainy, określająca jako terrorystyczne republiki doniecką i ługańską, może takie spotkanie utrudnić, obu zresztą stronom. Z terrorystami przecież się nie rozmawia.

Dawno już Europa nie miała do rozwikłania takiego problemu. Dawno nie była tak bezradna. To nie jest zarzut, to stwierdzenie faktu.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama