To nie był tylko marsz przeciwko fanatyzmowi gotowemu zabijać w imię Boże. Dominowała energia pozytywna: jesteśmy razem ponad wszelkimi różnicami, nie boimy się, nie pozwolimy się sterroryzować.
Pochód otworzyli liderzy polityczni z wielu krajów, nie tylko europejskich, w tym z arabskich i muzułmańskich, w sumie reprezentowali jedną czwartą Narodów Zjednoczonych. Prezydent Francji François Hollande nie bez powodu powiedział, że Paryż jest tego dnia stolicą świata. A w każdym razie stolicą tej części ludzkości, która solidaryzuje się w tych dniach z Francją republikańską.
Nie wypatrzyłem w ludzkiej rzece znaków polskich, ale z pewnością i Polacy przyłączyli się do marszu. Oficjalnie reprezentowała nas premier Ewa Kopacz. W centrum grupy liderów znaleźli się prezydent Francji, szef Rady Europejskiej i kanclerz Niemiec. Francuz, Polak, Niemka. Symbol w symbolu. Bo ten marsz był też manifestacją solidarności europejskiej, narodów starej i nowej Unii Europejskiej. Stawił się nawet Victor Orbán. Dołączył, jak najsłuszniej, prezydent Petro Poroszenko. Donald Tusk trzymał pod ramię szefa Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa. Niedaleko od nich szedł premier Izraela Beniamin Netanjahu.
To był czas gestu, czas konkretów nadejdzie wkrótce. W dniu marszu w Paryżu spotkali się europejscy ministrowie spraw wewnętrznych. To od nich w dużym stopniu zależy, czy z tragicznej lekcji paryskiej zostaną wyciągnięte praktyczne wnioski i jakie. Wolelibyśmy, by nie ograniczały naszych praw i swobód, ale obawiam się, że teraz nie da się pogodzić wolności z bezpieczeństwem, tak jak udawało się przed epoką internetu i dżihadu, w której dziś żyjemy.
Szczególną uwagę zwracała obecność muzułmanów. Nawet jeśli nie była tak liczna, jak może się spodziewano, to jednak czymś niesamowitym były deklaracje solidarności tych Arabów i muzułmanów z Żydami zamordowanymi przez islamistycznych fanatyków. Coś ważnego stało się na widoku publicznym. Doceniam odwagę cywilną tych ludzi.
Dobrze, że niektóre plakaty niesione w pochodzie przypominały także o tragedii syryjskiej – „Kobane-Charlie: walka o to samo” – że powiewały w Paryżu flagi innych ciemiężonych narodów: Kurdów i Tybetańczyków. Tak bogaty w symbole i emocje był ten marsz w Paryżu, że zasłużył na miano historycznego. Jeśli mi kogoś zabrakło w tym pochodzie za wolnością, pokojem i prawami człowieka, to papieża Franciszka.