Ze wszystkich opowieści o odysei przez Meksyk najstraszniejsze są te o Bestii. Bestia to pociąg towarowy, który wyjeżdża z przygranicznych stanów Tabasco i Chiapas na północny zachód, w głąb Meksyku. Migranci, którzy mają jakieś pieniądze, płacą kojotom, tzn. szmuglerom, a ci organizują drogę samochodami i autobusami (nieuczciwi ich okradają, sprzedają kartelom lub porzucają na pustyni – w Teksasie czy Arizonie). Najbiedniejszym pozostaje Bestia. Wskakują do wagonów, np. pełnych chemikaliów, albo na dachy wagonów i jadą dniami i nocami – w spiekocie za dnia, w zimnie nocy.
Bestią jechali Christian, Freddy i Jeansy. Darlin też chciał wskoczyć, ale po przejściu granicy z Meksykiem szczęśliwie zatrzymał się w schronisku dla nieletnich migrantów. Znalazł pracę w barze z tacos, nie miał grosza, bo po drodze okradło go kilku kojotów, co to mieli bezpiecznie przeprowadzić go dalej. Ojciec Tomas, szef schroniska w Tenosique, wybił mu z głowy dalszą podróż Bestią i obiecał pomóc.
Podróż na dachu Bestii to walka ze snem i gałęziami, które mogą strącić. Freddy raz omal nie spadł, a raz przytrzymał zsuwającego się w dół, pogrążonego we śnie towarzysza drogi. Christian i Freddy widzieli ludzi spadających z wagonów. Co się z nimi stało, nie wiedzą. Alejandro Nuńez z Casa Alianza, organizacji, która pomaga dzieciom ulicy, w tym migrantom, opowiada o przytułkach, rozsianych po miasteczkach wzdłuż torów, w których wegetują dzieci z poobcinanymi przez Bestię nogami i rękami. Czekają tam na jakąkolwiek pomoc; często na deportację.
Sen, gałęzie i policja czyhająca na stacjach to nie jedyni wrogowie. Do wagonu, w którym Jeansy schowała się z kilkunastoma migrantami, wsiedli wytatuowani pandilleros, z maczetami i pistoletami – tacy sami jak w rodzinnym San Pedro Sula.