Prześladowcy przychodzą nocą. Pod czarnymi flagami Państwa Islamskiego (IS) sieją trwogę, zniszczenie i śmierć na pograniczu iracko-syryjskim. Chcą tam stworzyć zalążek „kalifatu”, czyli imperium muzułmańskiego. Do domu Józefa, irackiego przedsiębiorcy i chrześcijanina mieszkającego z rodziną pod Mosulem, wtargnęli o dziesiątej wieczorem. Wymierzyli broń w domowników i zażądali złota i kosztowności. Przerażona żona Józefa przyniosła swoją biżuterię. „Zerwali krzyżyk z szyi naszego syna, pobili go, krzyczeli, że ukrywamy złoto, i zagrozili, że za dwa dni wrócą” – opowiada Józef amerykańskiej katolickiej agencji informacyjnej CNS.
Całe jego życie załamało się w ciągu kilku minut. Postawiono mu ultimatum: albo przyjmiecie islam, albo zginiecie. Józef nie chciał wyrzec się wiary. W dzień po najściu uciekł wraz z rodziną do Libanu. Ale i tam nie mogą czuć się bezpieczni. Nie ma pracy, trudno znaleźć dach nad głową, a dżihadyści (od dżihad – święta wojna) zapuszczają się nawet w okolice Bejrutu. Inny uciekinier z Iraku, Rachid, ojciec sześciorga dzieci, opowiada, że w jego wiosce pod Mosulem nie został już żaden chrześcijanin: „W Iraku nie ma przyszłości dla chrześcijaństwa; ufam, że Pan się nami zaopiekuje”.
Gdy w czerwcu zaczęły się ataki IS na Mosul, drugie co do wielkości miasto Iraku, mieszkało w nim ok. 30 tys. chrześcijan, już wtedy o połowę mniej niż przed wojną z Saddamem Husajnem w 2003 r. Jeden z nich, Emil, właściciel sklepiku spożywczego, usłyszał od bojowców, że ma im dostarczyć 20 tys. dol. okupu: „Wiemy o tobie wszystko, masz pięć dni”. Emil wziął rodzinne dokumenty, krzyż i medalik po nieżyjącej matce. Razem z ojcem i przykutą do wózka siostrą uciekli nocą przez Kurdystan do Libanu.
Oddziały IS mają poparcie części irackich sunnitów, bo zrodziły się z konfliktu między nimi i szyitami. Walczą z szyitami, którzy są w Iraku większością. Wojna jest podsycana z zewnątrz przez radykalne siły muzułmańskie i zasilana muzułmańskimi ochotnikami nawet z Europy. Tu według znawców tematu tkwią korzenie sukcesu Państwa Islamskiego.
Humanitarna katastrofa
ONZ ogłosiła w połowie sierpnia najwyższy stopień katastrofy humanitarnej w Iraku. Taki sam obowiązuje dziś tylko w trzech krajach afrykańskich. Mimo bombardowań pozycji dżihadystów przez lotnictwo amerykańskie i międzynarodowej pomocy humanitarnej, tysiące uciekinierów wciąż wegetują w górach Sindżar. W rejonie Dahuku tłoczy się 200 tys. uchodźców i 400 tys. wysiedlonych.
O pomoc dla Iraku i zaprzestanie walk apelował papież Franciszek już po czystkach w Mosulu pod koniec lipca. 10 sierpnia wołał w Rzymie, że nie wolno wywoływać nienawiści ani prowadzić wojny w imię Boże. Dwa dni później Papieska Rada Dialogu Międzyreligijnego podkreśliła, że większość organizacji religijnych i społecznych świata islamskiego sprzeciwia się hasłu nowego kalifatu. Potępiła odrażające praktyki dżihadystów: obcinanie głów, krzyżowanie, wieszanie zwłok na widoku publicznym, wymuszanie konwersji na islam pod groźbą wygnania lub śmierci, porywanie kobiet i dziewcząt jako „łupu wojennego”. Tego nie da się niczym usprawiedliwić, a już na pewno nie religią, czytamy w oświadczeniu.
Intencja jest zrozumiała. Watykańskie gremium stara się, jak prezydent George W. Bush zaraz po atakach 11 września, oddzielić ekstremizm od głównego nurtu islamu. Nie walczymy z islamem, walczymy z terroryzmem. Ale czy dziś ten nurt umiarkowany jeszcze istnieje? Arcybiskup Mosulu Emil Nona wzywa Zachód, by wyzbył się złudzeń. W wywiadzie dla włoskiego kościelnego dziennika „Avvenire” mówi, że to wojownicy spod czarnej flagi Państwa Islamskiego są prawdziwą wersją islamu. Dla nich „niewierni” nie mają żadnych praw, można z nimi zrobić wszystko. Islamiści są zagrożeniem nie tylko na Bliskim Wschodzie, lecz także dla Zachodu: przyjdzie czas, że pożałujecie swej polityki, ostrzega duchowny. Ambicje dżihadu są globalne. Abp Nona należy do katolickiego Kościoła chaldejskiego. Podobnie jak wspomniani wyżej uchodźcy Józef, Emil i Rachid.
Niewielka liczba chaldejczyków przeszła na łono Kościoła rzymskokatolickiego dzięki staraniom misjonarzy franciszkanów i dominikanów w XVI w. Większość do dzisiaj pozostała w swoim Kościele, który w Iraku nigdy nie przekroczył pół miliona wiernych i utrzymuje bliskie kontakty z papiestwem. Ostatni synod odbył się w Rzymie, liturgię chaldejską odprawiono w Bazylice św. Piotra. Jan Paweł II przyjął na audiencji najbardziej znanego współcześnie członka tego Kościoła – wicepremiera Tarika Aziza, etnicznego Asyryjczyka, bliskiego współpracownika prezydenta Husajna, skazanego po jego obaleniu na karę śmierci, której wykonanie zawieszono.
Teraz patriarcha chaldejski Louis Raphael Sako wysyła z Bagdadu sygnał SOS: „ataki Państwa Islamskiego prowadzą do exodusu dziesiątków tysięcy chrześcijan. To droga krzyżowa, grozi nam ludobójstwo. Napastnicy grabią opuszczone wioski i miasta, bezczeszczą i niszczą obiekty sakralne, palą zabytkowe księgi i dokumenty. Władze centralne nie są w stanie ani temu przeciwdziałać o własnych siłach, ani współpracować z władzami regionalnymi – Państwo Islamskie jest gorsze od Dżyngis-chana”.
Podobnie patrzy na sytuację w Iraku znany brytyjski rabin lord Sacks, który nazywa działania Państwa Islamskiego zbrodnią przeciwko ludzkości i czystkami religijnymi na wzór czystek etnicznych. Głosy solidarności z ofiarami odzywają się w krajach muzułmańskich, ale rzadko i z oddali. Kuwejcka gazeta „Al Kabas” radzi ironicznie chrześcijanom, by opuścili kraje arabskie, bo Arabowie przestali się interesować postępem, cywilizacją i tolerancją, teraz interesują się zacofaniem, fanatyzmem i przemocą.
Papież Franciszek wysłał do Iraku kardynała Fernando Filoniego, który był tam nuncjuszem przez pięć lat. Filoni wyszedł ze spotkania z Franciszkiem poruszony: odniósł wrażenie, że papież pragnąłby osobiście spotkać się z ofiarami prześladowań. Podczas swej wizyty w Iraku kardynał uczynił to poniekąd za niego. Odwiedził uciekinierów w Bagdadzie i Kurdystanie. Dał do zrozumienia, że Watykan zachęca ich do pozostania w kraju, ale nie może ich do tego zmusić. Przekazał też papieską pomoc materialną irackim biskupom. Obecny nuncjusz w stolicy Iraku abp Giorgio Lingua zdecydowanie poparł amerykańskie ataki lotnicze rozpoczęte 8 sierpnia. I zastanawiał się, skąd bojownicy IS mają tak dobre uzbrojenie?
To ważne pytanie. Próbował na nie odpowiedzieć w wywiadzie dla niemieckiej agencji katolickiej KNA abp Ludwig Schick, szef komisji zagranicznej episkopatu Niemiec. Najpierw poparł naloty amerykańskie, bo „gdy nie można już chronić ludzi, dopuszczalna jest opcja najtrudniejsza”. Potem wezwał do zaprzestania eksportu broni z państw zachodnich na tereny objęte konfliktem, podkreślając, że dżihadyści używają przecież broni produkowanej na Zachodzie. (Tyle że broń może docierać do bojowników wieloma kanałami, bez wiedzy i zgody producentów).
Głuchy świat
Jednak nie sposób zaprzeczyć, że świat od dłuższego czasu dowiadywał się o dramatycznym losie irackich chrześcijan i nie interweniował. Reakcję wywołała dopiero ofensywa Państwa Islamskiego. Szokiem było wymordowanie setek i wypędzenie tysięcy jazydów przez IS, po zajęciu terenów przez nich zamieszkiwanych.
Prześladowania przez dżihadystów to nie pierwszy rozdział martyrologii jazydów. W 2007 r. wskutek serii zamachów bombowych w miejscowościach Kahtanija i Dżazira zginęło ich prawie 800. Sunnici pokroju dżihadystów Państwa Islamskiego uważają ich za niewiernych „czcicieli szatana”. Ten czarny PR wystarczył, by po siedmiu latach znów polała się krew jazydów. Wypędzeni schronili się na górze Sindżar, gdzie mimo pomocy zrzucanej z powietrza cierpieli głód i umierali z chorób, wycieńczenia i braku dachu nad głową. Los chrześcijan i innych mniejszości religijnych na Bliskim Wschodzie wszedł prawdopodobnie w fazę krytyczną. Był to i jest los tragiczny. Ziemia nazywana świętą, która wydała trzy religie monoteistyczne, rozdzierana jest śmiercionośnymi konfliktami. Bliskowschodni chrześcijanie różnych obrządków katolickich i prawosławnych są od dziesięcioleci wypychani lub uciekają z ojczystych krajów na Zachód, gdzie tworzą swoje struktury kościelne i organizacje społeczno-pomocowe. Wydawało się, że chrześcijaństwo w Ziemi Świętej pod panowaniem arabskim czy tureckim nie przetrwa. Rzeczywiście, chrześcijan stopniowo ubywało, ale jeszcze przez pół wieku żyło ich w tym mateczniku religii Jezusa kilkanaście milionów.
W samym Iraku, gdzie najsilniejszy był Kościół chaldejski, współistniały różne chrześcijańskie tradycje, obrządki, Kościoły, a także inne mniejszości religijne, m.in. wspólnota żydowska (exodus Żydów irackich do Izraela dokonał się w latach 50. XX w.). Całe to bogactwo kulturowe i duchowe jest dziś niszczone tak brutalnie, że wkrótce świat może je bezpowrotnie utracić.
***
Jazydzi
To odłam szyickiego nurtu islamu, mniejszość w mniejszości, choć w Iraku może być ich niewiele mniej niż chrześcijan. Wyznają religię synkretyczną, w której badacze odnajdują także elementy perskie i chrześcijańskie. Do dziś odbywają się pielgrzymki do grobu XII-wiecznego założyciela sekty, szejka Adiego, w wiosce Lalisz w północnym Iraku.
***
Kościół chaldejski
Jest starszy od Kościoła rzymskokatolickiego, a także – jak całe chrześcijaństwo – od islamu. Należy do Kościołów, które powstawały na terenach wschodniego cesarstwa rzymskiego, a także w Persji, Etiopii, Armenii. Ich dzieje są zawiłe, a stosunki między nimi nie zawsze przyjazne. W pierwszych wiekach chrześcijaństwem wstrząsały spory teologiczne. Najważniejszy dotyczył boskiej i ludzkiej natury Chrystusa: jak mogły ze sobą współistnieć? Na soborze w Chalcedonie (451 r.) Kościół orzekł, że Jezus Chrystus jest w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem; obie natury są w jednej osobie. Tak zwane Kościoły monofizyckie odrzuciły ten dogmat.
Niektóre z owych Kościołów wschodnich (orientalnych) uznają zwierzchnictwo papieża (tak zwane Kościoły unickie). Ale pod względem liturgii (msza podzielona na dwie części, dla katechumenów i dla pełnoprawnych wiernych), sytuacji duchownych (mogą się żenić), używanego języka, bliżej im do prawosławia i innych Kościołów niekatolickich. Chaldea to starożytna nazwa Sumeru, krainy między rzekami Eufrat i Tygrys, czyli dzisiejszego Iraku. Początki chrześcijaństwa w Chaldei wiąże się z działalnością apostoła Tomasza; wspólnota rozwijała się szybko w III i IV w. Chaldejscy chrześcijanie wyruszali z misjami ewangelizacyjnymi do Turcji, Indii, Chin. Byli wśród nich nestorianie, zwolennicy poglądów Nestoriusza (381–451), patriarchy Konstantynopola, wykluczonego z Kościoła, gdy odrzucił dogmat ogłoszony przez sobór w Efezie (431 r.) ogłaszający Maryję „Matką Bożą”.