Wsadzenie do aresztu, choćby na 15 godzin, człowieka tak sławnego jak Nicolas Sarkozy budzi zrozumiałą sensację. Nic dziwnego, że do oglądania wywiadu telewizyjnego z byłym prezydentem Francji zasiadło prawie tyle samo Francuzów co do transmisji meczu z Niemcami. Ale miało być zupełnie inaczej! Swoje pierwsze wystąpienie po przegranej w wyborach przed dwoma laty Sarkozy powinien poświęcić powrotowi do władzy w charakterze męża opatrznościowego. Tymczasem musiał zaprzeczać postawionym mu zarzutom płatnej protekcji i podżegania do naruszenia tajemnicy śledztwa w sprawach podejrzanego finansowania kampanii wyborczej.
To jego opozycyjna partia UMP rozumie i popiera. Natomiast nawet w partii zwolenników byłego prezydenta wątpliwości wywołuje napaść na sędziów. Sarkozy, z zawodu adwokat, zarzucał, że oskarżają go sędziowie upolitycznieni i szczególnie zawzięci. Czy to normalne – pytał z gniewem – że do sprawy przeciw mnie bierze się sędziego śledczego, który należy do związku zawodowego magistratury, wielokrotnie zwalczanego przez byłego prezydenta? Skłóconą wewnętrznie partią Sarkozy’ego kieruje tymczasowo trzech byłych premierów. Jeden z nich,Alain Juppé, tak skomentował wystąpienie telewizyjne byłego szefa: napadać na instytucje republiki, a konkretnie grono sędziów – to niedobra metoda obrony.