Kilka dni przed godziną zero w Rio de Janeiro nic nie zapowiada masowego wzmożenia, hucznej fiesty czy dramatu. Jest nawet trochę sennie. Plaża Copacabana prawie pusta (jak na Copacabanę). Cisza przed burzą? Owszem, dużo więcej samochodów policyjnych i ludzi w mundurach, ale i oni nie narzucają przesadnie swojej obecności. Może z wyjątkiem wejścia do faweli Pavao-Pavaozinho, gdzie niedawno wybuchły wściekłe protesty.
Właściciele restauracji, barów, kiosków z piwem, caipirinhą i przekąskami postroili wejścia i uliczne ogródki flagami Brazylii, futbolówkami, pasemkami z materiału i papieru w narodowych kolorach – żółtym i zielonym. Niektórzy powywieszali banery z flagami drużyn gości. Ale gdy zagadać o mundial, nie słychać entuzjazmu. Cmokają albo uciekają w filozoficzne wątpliwości. Niby dobrze, ale może niedobrze. Za, a nawet przeciw.
Jeszcze kilka dni temu do ukończenia budowy strefy kibica na plaży sporo brakowało, ale robotnicy nie sprawiali wrażenia, że mają nóż na gardle, tzn. mecz otwarcia Brazylia-Chorwacja. Jak ze stereotypowych wyobrażeń o Latynosach: co masz zrobić jutro, zrób pojutrze. Przecież i tak mecz się odbędzie i wszyscy go obejrzymy. Luz i spoko. Witamy w Rio!
Atmosfery luzu nie ma za to w przeszklonym budynku Zintegrowanego Centrum Dowodzenia i Kontroli przy placu XI, który może budzić skojarzenia z kosmicznymi konstrukcjami z filmów science fiction z lat 70. Tu znajduje się centrum monitorowania miasta, przetwarzania i analizy danych, prewencji i szybkiego reagowania na zagrożenia.