W tej pięknej pogodzie Francja urządziła wielkie widowisko historyczne, francuski prezydent zaś zwrócił uwagę, że obecnie żyjący Europejczycy winni są ofiarom wojny obowiązek zachowania pokoju, a także ciągłe starania o godność i przestrzeganie praw człowieka. Jednym z głównych uczestników uroczystości był też Barack Obama, prezydent Stanów Zjednoczonych. Żołnierze USA ponieśli w Normandii ogromne straty w walce o prawa ludzi, których nigdy nie znali. Prezydent tym samym jeszcze raz podkreślił amerykańskie zaangażowanie na rzecz wolności i demokracji w Europie.
Na drugim planie, czy wręcz w kulisach tych publicznych obchodów, odbyło się spotkanie przywódców świata zachodniego z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, pierwsze od czasu rosyjskiej aneksji Krymu i nałożonych na Rosję sankcji. Cóż tu mówić? Widz telewizyjny żadnych sankcji dostrzec nie mógł. Putina przyjmowano z honorami, a jedyną restrykcją było wyłączenie go z wcześniejszej kolacji G-7 w Brukseli. Zapytany przez francuskie media o komentarz, Putin buńczucznie odpowiedział: „Życzę im smacznego”.
Chociaż uroczystości w Normandii były okazją do rozmów, w tym także Putina z Poroszenką, i wspólnego apelu o zaprzestanie rozlewu krwi na Ukrainie, to na razie nic nie wskazuje na porozumienie Zachodu z Rosją. Przypomnijmy, że Putin przyjechał do Francji nastawiony bardzo wojowniczo. Przed obchodami w wywiadzie dla francuskich mediów tak przedstawiał sytuację w Europie, jakby to Zachód był agresorem. – Jakieś rosyjskie wojska na Ukrainie? Pokażcie jakikolwiek dowód – mówił Putin, który za początek kryzysu uznał antykonstytucyjny przewrót w Kijowie w lutym oraz agresywną politykę amerykańską. Więcej jeszcze, to Putin pouczał zachodnich przywódców, że „polityka ekspansji i zdobyczy terytorialnych nie ma przyszłości we współczesnym świecie”.
Tak tezy, jak i ton Władimira Putina stanowiły niemal kpinę ze wszystkich podniosłych słów, jakie następnie słyszeliśmy na normandzkiej plaży.