Tym razem atrakcją była bezprecedensowa sytuacja, w której stały obserwator z ramienia papiestwa przy agendach ONZ z siedzibą w Szwajcarii, abp Silvano Tomasi, dyplomata z dużym stażem, odpowiadał na pytania członków Komitetu.
Pytania dotyczyły dokumentu przedstawionego przez Stolicę Apostolską na temat wykonywania zobowiązań wynikających z Konwencji Praw Dziecka, której sygnatariuszem (od 1990 r., czyli od początku) jest państwo watykańskie. Stolica Apostolska nie jest członkiem ONZ, ale ma status obserwatora. Jeśli ktoś spodziewał się po tej sesji pytań i odpowiedzi jakichś rewelacji, to się ich nie doczekał. A mógł się spodziewać, bo ostatnio huczało od doniesień o kryzysie w Kościele na tle nadużyć seksualnych z udziałem duchownych, szczególnie czynów pedofilskich.
Atmosfera była kurtuazyjna, pytania, choć konkretne, zdradzały pewną nieznajomość zasad funkcjonowania Kościoła jako instytucji. Można było odnieść wrażenie, że ich autorzy wyobrażają sobie Watykan jako rodzaj Kremla w czasach podziału świata na dwa rywalizujące bloki, czyli centrali, z której płyną rozkazy i wytyczne w każdej sprawie. Tak to jednak nie działa i dyplomaci watykańscy bez trudu unikali konkretnych odpowiedzi, zasłaniając się prawem kościelnym. Ale na osłodę deklarowali, że Kościół jest zdeterminowany i przygotowany do walki z nadużyciami seksualnymi z udziałem duchownych.
W Genewie odbył się więc w czwartek dziwny spektakl teatralny. Komitet pytał, ale nie dostawał odpowiedzi, tylko deklaracje dobrej woli. Kościół odpowiadał, ale "ogrywał", jak chciał nie do końca poinformowanych pytających. Pożytek informacyjny z tej sesji jest moim zdaniem niewielki, za to obie strony odniosły korzyści wizerunkowe. Komitet postawił publicznie swoje dociekliwe pytania, dyplomaci papiescy pokazali chęć do dialogu i współpracy, wpisując się w nowy styl papieża Franciszka. Przedstawiciele ofiar księży pedofili odeszli z niczym.