Rzecz nie do pomyślenia w Ameryce, gdzie prezydentowi nie puszczono by płazem najmniejszego odstępstwa od roli modelowej. Chociaż więc obawiano się, że początkujący romans prezydenta całkowicie zepchnie ze sceny doroczną konferencję prasową poświęconą nowemu startowi w gospodarce – Francuzi wydają się zgadzać, że politycy na szczytach władzy nie muszą się tłumaczyć ze swoich romansów. Nawet opozycja niespecjalnie atakuje Hollande’a, pośrednio zgadzając się z jego tezą, że każdy związek, całkiem naturalnie, przeżywa trudności.
Ważniejsze – i dla prezydenta i dla Francuzów – są trudności gospodarcze kraju. I rzeczywiście, w tej sytuacji, byłoby wręcz głupio, gdyby francuska opinia publiczna dała się zabawiać romansami prezydenta, zamiast zainteresować się bardzo słabym wzrostem gospodarczym i słabnącą pozycją kraju na mapie Europy. Hollande mógł wybrać albo politykę na przetrwanie, tym bardziej, że Francję czeka seria głosowań – w wyborach europejskich, municypalnych, potem do Senatu – albo przedstawić plan odnowy. Zdecydował się na taki plan. Nazywa się to „Pakt odpowiedzialności” i polega – w największym skrócie - na złagodzeniu opodatkowania przedsiębiorstw w zamian za nabór nowych pracowników. Tą drogą prezydent chce zmniejszyć bezrobocie, zwłaszcza bezrobocie młodzieży i zwiększyć inwestycje. A przy tym nie rezygnować z oszczędności w wydatkach budżetowych i samorządowych. Na papierze wygląda to ładnie. Ale wymaga konkretów. Wymaga też zgody i wyrzeczeń samych Francuzów.
Czy niepopularny polityk może taki plan wdrożyć? Afera romansowa może i dlatego niewiele zaszkodziła do tej pory Hollande’owi, że jego notowania są i tak bardzo, bardzo niskie. Jego oficjalna partnerka, z zawodu dziennikarka, zszokowana romansem, trafiła do szpitala. Co zrobi, jak z niego wyjdzie? Nie wiadomo też co wyjdzie z nakreślonych wspaniałych planów.