Przedolimpijska Rosja nie ma już czasu, by przed początkiem igrzysk w Soczi pozbyć się wizerunku kraju wybuchających bomb. Nie pomoże w tym fakt, że przed każdymi wielkimi zawodami sportowymi – dobrze pamiętamy to z polskich doświadczeń przed Euro – radary światowej prasy nastawione są na kraj goszczący imprezę. Dopóki nie zapłonie znicz będziemy zalewani informacjami z Rosji, zwłaszcza jeśli będą tak dramatyczne, jak te płynące z Wołgogradu.
Niezależnie od tego, jak nikłe jest prawdopodobieństwo ucierpienia w zamachu, wielu cudzoziemców przynajmniej dobrze się zastanowi, czy warto jechać do Soczi i brać udział w terrorystycznej loterii. Czy wybuchną tylko te dwie bomby i na tym – przynajmniej na razie – koniec? A może zaraz będą kolejne zamachy, np. na lotniskach w Moskwie albo w Petersburgu, w którymś z systemów kolejki podziemnej, w muzeum, dużym sklepie itd.? Następne ładunki mogą być podkładane w różnych częściach ogromnego państwa i nawet jeśli do tragedii dojdzie np. w Czycie, 5 tys. km od Soczi, to nadal będzie to ta sama Rosja.
Paradoksalnie samo Soczi powinno być miejscem bezpiecznym, zarówno MKOl, jak i rosyjskie władze zaklinają się – bo cóż innego mieliby robić? – że w okolice aren sportowych nie prześlizgnie się żadna nieuprawniona mysz. Można więc założyć, że czarnomorski kurort będzie w lutym świetnie chronioną twierdzą i bardzo trudna będzie próba powtórzenia w Soczi takiego zamachu jak ten z igrzysk letnich w Atlancie z 1996 r. Wtedy kibiców zgromadzonych pod wioską olimpijską z łatwością zaatakował dekarz sprzeciwiający się przy pomocy bomb prawu do aborcji na życzenie, teraz najprawdopodobniej uderzają zamachowczynie z Kaukazu protestujące przeciw metodom, jakie Rosja stosuje, ujarzmiając Czeczenię i sąsiednie republiki.
Im bliżej igrzysk, tym bardziej kibice, także ci niedzielni, będą czekać na sportowe emocje i swoją sympatię będą raczej lokować po stronie gospodarzy widowiska, a nie radykałów starających się zakłócić spektakl. I tak jak igrzyska w Pekinie nie poprawiły losu chińskich dysydentów, tak samo zawody w Soczi nie przyniosą żadnego przełomu w sprawie pobliskiego Kaukazu, a każdy następny atak wymierzony w ludność cywilną będzie – przynajmniej poza Rosją – przynosił skutek odwrotny do zamierzonego przez ich autorów.