Chiński bank centralny zakazał instytucjom finansowym Państwa Środka przyjmować rozliczenia w wirtualnej walucie bitcoin. A gdy decyzji podporządkowała się wyszukiwarka Baidu, chiński odpowiednik Google, kurs bitcoina spadł do 575 dol. za sztukę (pod koniec listopada przekraczał tysiąc dolarów). Zresztą to właśnie Baidu na początku jesieni zgodziła się, by klienci płacili jej w bitcoinach, i tak przyczyniła się do wywindowania wartości tej dziwnej waluty, która jeszcze w połowie października kosztowała ok. 150 dol.
Bitcoiny kupić można albo na specjalnych giełdach internetowych, gdzie wyznaczany jest ich kurs, albo wyprodukować samemu. Zgodnie z założeniami Satoshiego Nakamoty, twórcy bitcoina (przy czym nie wiadomo, kim Nakamoto tak naprawdę jest), waluta powstaje, gdy komputery wykonają żmudną operację matematyczną. Zadanie staje się tym trudniejsze, im więcej komputerów bierze się do liczenia, dlatego dołączenie ze zwykłym laptopem na niewiele się zda, potrzebna jest znacznie silniejsza maszyna. Bitcoiny zawsze przechowuje się na dysku komputera, nie mają innej formy, choćby monet czy banknotów. Stąd rozpacz pewnego Brytyjczyka, który przekopuje wielkie wysypisko śmieci w Walii w poszukiwaniu wyrzuconego w 2009 r. twardego dysku z 4 mln funtów czekającymi w postaci bitcoinów (licząc po najwyższym kursie w historii). Codziennie powstaje 3,6 tys. bitcoinów, dotąd nagromadziło się ich około 11 mln, Nakamoto przewidział także, ile jednostek w ogóle się pojawi. Nie może ich więc „dodrukować” żaden bank centralny, stąd zwolennicy pokładają w walucie nadzieję na tani, nowoczesny, stabilny i nieskrępowany pomysłami polityków system pieniężny.
Inna wielka zaleta bitcoina – anonimowość opłacanych nim transakcji – wystawia go jednak na poważną krytykę. Na razie nie ma zbyt wielkiego znaczenia w handlu detalicznym, ale żywo interesują się nim np. handlarze narkotyków, hakerzy włamujący się do komputerów i w zamian za haracz przywracający dostęp do danych albo porywacze za bitcoinowy okup wypuszczający zakładników. Dlatego zarówno chiński rząd, jak i na przykład amerykańskie FBI z niepokojem przyglądają się niekontrolowanej walucie. A próbując ograniczyć jej zasięg, gwarantują właścicielom bitcoinów dalszą huśtawkę nastrojów.