Nie chciałbym, by Saakaszwili został aresztowany, ale nic nie jest wykluczone – zapowiedział dziennikarzom premier Gruzji. – To on podejmował decyzje i on jest za nie odpowiedzialny”. Nagonkę na odchodzącego prezydenta rozpętała partia Gruzińskie Marzenie, która w październiku 2012 r. wygrała wybory parlamentarne. Jej charyzmatyczny lider Bidzina Iwaniszwili stanął na czele rządu i wciąż zapowiada, że sprawiedliwość dosięgnie nawet odchodzącego Saakaszwilego.
Gruzińscy komentatorzy zastanawiają się teraz, czy powtórzy on los swojej serdecznej koleżanki, byłej premier Ukrainy Julii Tymoszenko, którą skazano na siedem lat więzienia za nadużycie władzy. Mimo takiego zagrożenia już dwa lata temu zapowiedział, że nie zamierza majstrować przy konstytucji i nie będzie się starał o trzecią kadencję. Gruzini wybiorą nowego prezydenta 27 października, a 45-letni Saakaszwili oficjalnie przejdzie na emeryturę.
Siła młodości
Aresztowanie byłoby nieoczekiwanym finałem błyskotliwej kariery politycznej Saakaszwilego. Za czasów jego poprzednika prezydenta Szewardnadzego była państwem wszechobecnej korupcji, wysokiej przestępczości, biedy, a przede wszystkim braku wiary w lepsze jutro. – Saakaszwili przejął to państwo w stanie rozkładu – wspomina gruziński politolog Aleksander Rondeli. Pensje i emerytury wypłacano nieregularnie, a przerwy w dostawie prądu i gazu nie dziwiły nikogo. Prowincją trzęśli lokalni watażkowie. Kto mógł, ten wyjeżdżał z Gruzji.
Jesienią 2003 r. Eduard Szewardnadze pod presją pokojowych protestów podał się do dymisji. Była to druga po Serbii i pierwsza na terytorium byłego ZSRR kolorowa rewolucja.