Swój cel wybrali starannie. Setki tysięcy mieszkańców Nairobi żyje w biedzie, m.in. w słynnym slamsie Kibera, a należące do izraelskiej firmy centrum Westgate to oaza luksusu dla zamożnych Kenijczyków i obcokrajowców, w tym pracowników blisko położonych przedstawicielstw dyplomatycznych (niedaleko mieści się także polska ambasada). Dlatego wśród ofiar znalazł się krewny prezydenta, dyplomaci, turyści, dziennikarze i uznany poeta z Ghany.
Zorganizowanie tak mrocznego przedsięwzięcia w Kenii nie jest trudne. Granica kenijsko-somalijska, jak większość granic w Afryce, nie jest dobrze chroniona, w buszu można ją dowolnie przekraczać. Terrorystom sprzyja także powszechna, zwłaszcza wśród sił bezpieczeństwa, chroniczna korupcja. Tu w zamian za skromną łapówkę policja drogowa gotowa jest odstąpić np. od przeszukania podejrzanego auta.
Z relacji świadków wynika, że napad był dobrze przygotowany – napastnicy znali topografię miejsca, mieli odpowiednią broń. Pakistańscy talibowie w Mumbaju w 2008 r. strzelali do przypadkowych osób, czeczeńskie komando w teatrze na Dubrowce w 2002 r. wzięło zakładników, wreszcie terroryści zaatakowali w Nairobi, w mieście, w którym 15 lat temu detonacja ciężarówki wypełnionej materiałami wybuchowymi pod ambasadą USA rozpoczęła złowieszczą karierę Al-Kaidy. Jej najmocniejszym oddziałem w Afryce jest właśnie Al-Szabab, przy czym dramat w Westgate jest zaskoczeniem, bo od miesięcy uznawano, że organizacja, która do niedawna żelazną ręką kontrolowała południe Somalii, wyraźnie słabła, do czego przyczyniła się kenijska interwencja zbrojna pod sztandarem Unii Afrykańskiej. Jednym z celów zamachu jest więc zmuszenie Kenijczyków do wyjścia z Somalii, drugim prawdopodobnie próba udowodnienia, że Al-Szabab potrafi odzyskać inicjatywę.
Zaskoczenie jest tym większe, że los zdawał się nareszcie uśmiechać do upadłej, podzielonej i zniszczonej ponad dwoma dekadami wojny domowej Somalii. Od miesięcy trwały próby zorganizowania dla niej pomocy, patronował im m.in. premier Wielkiej Brytanii David Cameron, w nadziei, że oprócz wsparcia, uda się zdobyć przywileje dla brytyjskich firm naftowych. Atmosferę wokół Somalii poprawiała spadająca liczba napaści na statki wokół Rogu Afryki, w czym specjalizują się somalijscy piraci, a w połowie września w Brukseli Unia Europejska odtrąbiła sukces i ogłosiła somalijski „Nowy ład”: rządowi w Mogadiszu, którego wpływy co prawda ograniczają się przede wszystkim do stolicy i najbliższych okolic, przyrzeczono prawie 2 mld euro z perspektywami na więcej.
Al-Szabab zapowiada kolejne zamachy, ale już ten z Nairobi wystarczy za upomnienie, że droga do jakiegokolwiek ładu w tej części świata jest jeszcze daleka.