Moskiewskie wybory wywołują wiele emocji w całej Rosji, bo mają drugie dno polityczne. Jeśli obecny mer i zaufany człowiek Kremla Siergiej Sobianin wygra uczciwie i nie zaliczy żadnej wpadki do końca kadencji, to ma nawet szanse zostać następcą Władimira Putina, gdy temu znudzi się bycie najważniejszą osobą w kraju. Na razie na to się nie zanosi, ale sam Putin i rosyjska elita władzy już dziś szukają innych możliwości, tak na wszelki wypadek. Sobianin jest jedną z nich.
Mieszkańcy 15-milionowej rosyjskiej stolicy wybiorą nowego mera już 8 września. I choć wszystko wskazuje na to, że wygra Sobianin, to przebieg kampanii pokazuje, że rządząca krajem od lat prokremlowska Jedna Rosja coraz bardziej traci urok, zwłaszcza w oczach przedstawicieli wielkomiejskiej klasy średniej. To o nich toczy się bój w rosyjskiej stolicy.
1.
Jak wygląda profil takiego wielkomiejskiego wyborcy? Rano opuszcza sypialniane blokowisko kilkanaście lub kilkadziesiąt kilometrów od centrum. Wsiada w metro lub w kolejkę podmiejską i w tłoku, pogrążony w swoim tablecie lub smartfonie, jedzie do pracy w city. W południe wyskakuje na lunch w jednym z coraz liczniejszych barów czy którejś z kafejek, wcale nie gorszych niż w Paryżu, Berlinie lub Londynie, i tak samo drogich. Po pracy rusza do jednego z centrów handlowych, kin, klubów, knajp, rzadziej na spacer lub siłownię, do której wstęp kosztuje kilkakrotnie drożej niż na Zachodzie.
– Moskwa jest droga, źle skomunikowana, niezwykle rozległa, mało przyjazna ludziom, ale jej rytm i tempo wciąga jak narkotyk – mówi Inna, która przyjechała do stolicy z rosyjskiego Dalekiego Wschodu.