W lipcu w wieku 94 lat zmarł George Mitchell. Jego ojciec, zanim wyemigrował do USA, pasł kozy w Grecji. W Ameryce nie wiodło mu się najlepiej, dlatego George musiał sam na wszystko zapracować. Pod koniec lat 70. XX w. kupił niewielkie pole w pobliżu Dallas w Teksasie i zaczął wiercić. Wszyscy wiedzieli, że kilkaset metrów pod powierzchnią jest gaz. Nikt nie wiedział, jak się do niego dobrać. Gaz był w skałach – aby go wydobyć, trzeba było je skruszyć – tanio, bo w przeciwnym razie cały biznes by się nie opłacił. Mitchell próbował przez 20 lat: dołek za dołkiem, pomysł za pomysłem. Aż w końcu w 1998 r. znalazł rozwiązanie: drogie mieszanki wiertnicze można zastąpić wodą pod wysokim ciśnieniem.
Trudno powiedzieć, czy Mitchell na łożu śmierci zdawał sobie sprawę z konsekwencji tego, co wymyślił. Mogą być one globalne: już wkrótce kilku monarchów z Zatoki Perskiej może powoli pakować walizki, w Rosji zapanuje demokracja, a w Chinach zabraknie wody.
1.
Specjalna komisja amerykańskiego Departamentu Energii wydała 12 sierpnia pozwolenie na eksport gazu ziemnego przez terminal Lake Charles w Luizjanie. To już trzecia taka decyzja i choć w kolejce czeka wciąż 19 podobnych wniosków do rozpatrzenia, do końca roku ma nastąpić radykalne przyspieszenie. Zgoda rządu jest niezbędna, bo prawo amerykańskie nie zezwala na eksport węglowodorów, jeśli nie jest to uzasadnione interesem publicznym. W tym wypadku można jednak mówić o interesie globalnym.
Większość terminali, których właściciele starają się teraz o zgodę na eksport, już stoi, ale dotąd działały w drugą stronę.