Gdy wyszło na jaw, że amerykański wywiad na wielką skalę zbiera dane dotyczące wykonywanych w Niemczech połączeń telefonicznych, wysyłanych esemesów i maili, kanclerz Angela Merkel nabrała wody w usta. Jürgen Trittin tylko czekał na podobną okazję. W swoim stylu porównał szefową rządu i jej ministrów do trzech małp z japońskiego przysłowia: „nie widzę nic złego, nie słyszę nic złego, nie mówię nic złego”. Zażądał też rewizji stosunków ze Stanami Zjednoczonymi i udzielenia azylu Edwardowi Snowdenowi, informatykowi, który ujawnił skalę inwigilacji.
Ofensywa Trittina nie jest przypadkowa, w Niemczech idą wybory. 22 września wybrany zostanie nowy Bundestag i bardzo możliwe, że rządząca dziś koalicja chadeków Angeli Merkel (CDU/CSU) i liberałów (FDP) nie uzyska większości. Czyli to, czy pani kanclerz utrzyma stanowisko, będzie zależało m.in. od Jürgena Trittina. Sondaże dają Zielonym pewne trzecie miejsce, więc ich lider może zagrać rolę języczka u wagi.
Trittin jest już przymierzany do fotela wicekanclerza i ministra finansów. – Stał się wpływowym politycznym samcem alfa – mówi o nim prof. Ulrich Sarcinelli, politolog z uniwersytetu w Koblencji-Landau. – Bardzo inteligentny, jest dobrym mówcą i ma bogate doświadczenie polityczne – dodaje Peter Lösche, emerytowany profesor uniwersytetu w Getyndze, który Trittina znał jeszcze jako studenta. Blisko 60-letni dziś Trittin do politycznej pierwszej ligi wszedł w 1998 r. W rządzie Gerharda Schrödera (SPD) objął funkcję ministra środowiska. Od początku budził kontrowersje.