Świat

Wojna nerwów

Konflikt w Syrii: Izrael wspiera Asada?

Nerwowa reakcja Izraela na serię ostatnich międzynarodowych gestów pod adresem Syrii jest znacząca. Wiele wskazuje na to, że przegrana Asada byłaby dla Izraela jednym z najgorszych możliwych scenariuszy.

Unia Europejska znosi embargo na dostawy broni dla syryjskich powstańców, Rosja odpowiada, że to „dolewanie oliwy do ognia” i zapowiada realizację kontraktu na wysłanie reżimowi Asada przeciwlotniczych systemów rakietowych S-300. Minister obrony Izraela Mosze Jaalon oświadcza, że w razie, gdy rakiety zostaną wysłane do Damaszku, „Izrael będzie wiedział, co robić” (co jest zawoalowaną groźbą użycia siły). Następnego dnia premier Netanjahu prosi członków rządu o niewypowiadanie się w sprawie Syrii i transakcji z Rosją.

Netanjahu dobrze wie, co robi. Nie chodzi mu przecież o uciszenie papli w gabinecie, ale o sygnał, że Izraelowi wcale nie na rękę byłoby odejście Asada. Kilka dni wcześniej szef obrony przeciwlotniczej Amir Eszel przestrzegł wprost przed „wojną z zaskoczenia” w razie upadku reżimu. Bo Izrael nie boi się arsenału Asada, ale tego, że może on wymknąć mu się z rąk, a te, do których trafi mogą okazać się co najmniej nieprzewidywalne. Nie mówiąc o tym, że izraelska granica na Wzgórzach Golan jest (była?) dotychczas najbezpieczniejszą ze wszystkich. A przede wszystkim nie od dziś wiadomo, że lepszy stary i znany wróg, niż nowy i nieznany.

To, w jaki sposób Izrael zabezpiecza swoje interesy w ostatnim czasie, zaprezentował już kilka razy atakując precyzyjnie cele w Syrii (za każdym razem przesłaniem nie było osłabienie Asada, lecz to, by broń nie wpadła w niepowołane ręce - na razie Hezbollahu, największego wroga z Libanu). W tej chwili obie strony, zarówno Izrael, jak i Syria wiedzą, że otwarta wojna nie leży w interesie żadnego z tych państw. Rosyjskie rakiety wzmacniają potencjał Syrii, ale nie na tyle, by Izrael (co też mówi otwarcie) nie mógł sobie z nimi poradzić.

Teraz jednak Izraelowi najbardziej zależy na tym, by syryjska wojna nie przelała się do Libanu. A taka groźba jest coraz silniejsza, zwłaszcza po tym, jak Syryjska Wolna Armia ogłosiła, że jeśli Hezbollah nie wycofa się z Syrii, to oni przeniosą walki do Libanu. Nerwy każdej ze stron są już napięte do granic możliwości, a jeśli teraz komuś puszczą, może być naprawdę źle. Choć wydawałoby się, że na syryjskiej ziemi gorzej już być nie może.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Jak portier związkowiec paraliżuje całą uczelnię. 80 mln na podwyżki wciąż leży na koncie

Pracownicy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego od początku roku czekają na wypłatę podwyżek. Blokuje je Prawda, maleńki związek zawodowy założony przez portiera.

Marcin Piątek
20.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną