Minister Radosław Sikorski odwiedził Kijów na czele mocnej europejskiej drużyny – ministrów spraw zagranicznych Litwy Linasa Linkiewicziusa, Holandii Fransa Timmermansa oraz ministra do spraw europejskich Danii Nicolaia Wammena. Starał się przekonać obie strony, że państwa Unii chętnie pomogą Ukrainie zrobić krok naprzód. Ale przede wszystkim musi sobie pomóc sama. Nie pora na waśnie, zrywanie obrad Rady Najwyższej, wzajemne oskarżenia. Bo czasu zostało niewiele, a roboty mnóstwo. O tym, czy na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie, w listopadzie tego roku, zostanie dopięta umowa stowarzyszeniowa między Unią i Ukrainą zdecydują praktycznie najbliższe trzy miesiące, podkreśla Sikorski. Nie wszystkie państwa Unii sprzyjają Ukrainie tak jak Polska, warto o tym pamiętać.
Umowa to nie podarek, to impuls dla reform politycznych i ekonomicznych. Ukraina musi w tym czasie dostosować do europejskiego swoje ustawodawstwo, wprowadzić reformę prokuratury i sądownictwa, respektować demokratyczne reguły, zmienić ordynację wyborczą. Jeśli dziś znów Kijów prześpi swoją szansę, następne pokolenia będą pytać polityków komu i dlaczego zabrakło odpowiedzialności za kraj.
Opozycja powtarza zgodnym chórem, że jest za. Oczywiście, domaga się wypuszczenia na wolność byłą premier i jej pełnej rehabilitacji. Bo tylko wtedy będzie mogła powrócić do życia politycznego. Prezydent Wiktor Janukowycz ma trudniej, musi wybierać: albo szybkie korzyści ekonomiczne, czyli porozumienie z Moskwą, przystąpienie do Wspólnego Euroazjatyckiego Obszaru Celnego i nadzieja na tańszy gaz. Albo korzyść strategiczna czyli zacieśnienie kontaktów ekonomicznych z Unią Europejską, choć bez obietnicy, „perspektywy członkostwa”.
Władimir Putin przyciska, Bruksela zachęca, pokazując Polskę jako wspaniały przykład sukcesu. Gdy porównać poziom życia, ciągu dwudziestu lat, dzięki reformom, Polska trzykrotnie przewyższa Ukrainę. A start był niemal podobny. Czy dobry przykład wystarczy? Janukowycz już nie może zwlekać, grać na dwie strony, jak dotychczas. Wybór propozycji rosyjskiej kusi, zwłaszcza jeśli chce się utrzymać przy władzy. A chce. Unijna propozycja też jest warta namysłu. Janukowycz to wie, otwarcie europejskiego rynku, możliwość skorzystania z kredytów MFW, wspierających słabnącą ukraińską gospodarkę, lepszy klimat dla zachodnich inwestycji.
Warto jednak pamiętać, że jeśli nawet dziś wybiera Unię, to jutro lub pojutrze może zmienić front. Nie tylko ze względu na zewnętrzne naciski, również na układ sił w kraju. Nie zawsze liczy się tu interes strategiczny, znacznie częściej myśli się o końcu własnego nosa. Zwłaszcza, gdy w zasięgu ręki są wielkie pieniądze. Zbyt wielu ukraińskich oligarchów chce się bogacić dzięki taniemu gazowi z Rosji. Podczas gdy inni chcą wejść na europejskie salony.
W dodatku trzeba by wymyślić rozwiązanie sprawy uwięzionej Tymoszenko. Ukraińscy dziennikarze jak ognia unikają tego tematu. Wyraźnie nie chcą rozzłościć władzy. A to oznacza, że szanse na zwolnienie byłej premier w najbliższym czasie nie są zbyt realne.
No, chyba, że Tymoszenko sięgnie do kieszeni i pokryje dług gazowy wobec Rosji, czyli 7 mld dolarów. Tak Gazprom wycenił skutki kontraktu, jaki zawarła Tymoszenko.