W pogodny dzień na płaskim terenie – w krajobrazie, powiedzmy, takim jak pożółkłe podłoże Doliny Wielkiego Rowu w północnej Etiopii, który mnie otacza – widoczność wynosi 60 mil. Dystans trzech dni marszu. Przez następne siedem lat mojego życia, gdy maszerując będę odtwarzał ścieżki pierwszych przedstawicieli gatunku homo sapiens, którzy opuścili Afrykę, odległość ta będzie dla mnie – podobnie jak dla naszych przodków – wyznaczać granice mojego namacalnego wszechświata, mojego horyzontu”.
To pierwszy wpis – z 22 stycznia br. – w wirtualnym dzienniku podróży Paula Salopka. Amerykański reporter, lat 51, dwukrotny zdobywca nagrody Pulitzera, m.in. za reportaże z Afryki, rozpoczął najambitniejszy projekt swojego życia: marsz drogą, którą wędrował gatunek homo sapiens. Miejsce startu – wioska Herto Bouri w Etiopii. Stąd pochodzą najstarsze skamieniałości naszych przodków sprzed 160 tys. lat.
Salopek zarzucił na plecy, jak pisze, „komunikacyjny tobołek”, ale chce się przemieszczać krok za krokiem: „Jesteśmy stworzeni, by chodzić. Zostaliśmy wyposażeni przez dobór naturalny, żeby w sprężystym chodzie chłonąć sens naszych dni z prędkością trzech mil na godzinę. Nie chciałbym żyć w innych czasach, ale uważam, że jest wiele powodów, by zwolnić w tym gorączkowym tempie naszego okresu w historii”.
Bagaż
Musi być lekki. Nowe technologie sprzyjają wyprawie: wszystko jest coraz lżejsze i coraz mniejsze. Leciutki laptop, GPS, telefon satelitarny, kamera wideo, dyktafon. Ten sprzęt plus osobiste drobiazgi mieszczą się w plecaku, ważą nie więcej niż 20 kg. Najważniejsze są jednak dobre buty.
Najpierw był rekonesans, wyszukanie i wynajęcie przewodników, załatwienie wiz, plan na pierwsze dwa lata podróży – kolejnych pięć otacza jak na razie mgła.