Jacek Żakowski: – Czy ekonomia się skończyła?
Sir Robert Skidelsky: – Tak.
Pan sam jest profesorem ekonomii politycznej.
Ale do ekonomii przyszedłem po studiach historycznych. Nie byłem tak indoktrynowany, jak moi koledzy, którzy kończyli studia ekonomiczne.
Indoktrynowany?
Ekonomiści zawsze się spierali. Były różne szkoły. Ale przez pokolenia wszystkim od początku studiów wmawiano te same niezmiennie fałszywe założenia.
Jakie?
Przede wszystkim wiarę, że na rynku działają tylko jednostki, które kierują się tylko własnym interesem i dążeniem do maksymalizowania osobistych korzyści materialnych. Jakby nie było kultury i społeczeństwa. Od samego początku nauk ekonomicznych obowiązuje fikcja Robinsona Crusoe. Ekonomiści zastanawiają się tylko, co w jakiejś sytuacji zrobiłby Robinson? A on nie istnieje i nigdy nie istniał.
Dlaczego?
Bo człowiek jest częścią społeczeństwa. Zawsze należy do czegoś większego niż tylko on sam. Do jakiegoś Kościoła, tradycji, kultury, rodziny, lokalnej społeczności, wspólnoty klasowej albo zawodowej. Własne interesy zawsze oceniamy w świetle naszych różnych przynależności. Rynek nie jest zbiorem atomów krążących po orbitach własnych interesów. Zawsze na siebie wzajemnie oddziałujemy. I nie zawsze chodzi tylko o jakiś rodzaj handlu. Nie jesteśmy tylko handlarzami. W wielu sytuacjach wielu ludzi nie jest handlarzami. Nie wszystkie relacje oparte są na wymianie. Relacje z rodziną – nie. Relacje z własnym krajem – nie. Relacje z lokalną wspólnotą – nie.