W piątek wczesnym rankiem lokalnego czasu młody mężczyzna zastrzelił w szkole podstawowej w Newtown w Connecticut 26 osób, w tym 20 uczniów zerówki. Zamaskowany i uzbrojony w cztery sztuki broni napastnik wszedł do klasy. Najpierw zabił nauczycielkę, potem otworzył ogień do dzieci. Zanim popełnił samobójstwo, zabił jeszcze kilkoro pracowników placówki, w tym jej dyrektora i szkolnego psychologa.
Amerykańskie media podawały sprzeczne informacje na temat tożsamości sprawcy. Według agencji AP i Reutersa zbrodni dokonał 20-letni Adam Lanza. Zamordowana nauczycielka zerówki była jego matką (w kolejnych godzinach tę informację zdementowano; okazało się, że napastnik rzeczywiście zastrzelił matkę i brata, ale w domu, przed dokonaniem tej straszliwej masakry - red.). Wcześniej podawano informację, że strzelał jego brat, 24-letni Ryan Lanza. Nie wiadomo dlaczego doszło do pomyłki. Policja przesłuchuje Ryana, który zeznał że brat miał poważne problemy ze zdrowiem psychicznym. On sam prawdopodobnie w ogóle nie miał związku ze zbrodnią. Motywy zamachowca w pierwszych godzinach po zamachu wciąż były nieznane. - To było przerażające. Wszyscy wpadli w wielką histerię. Nauczyciele, uczniowie, rodzice – powiedziała Reutersowi Brenda Lebinsky, matka jednej z uczennic.
Długa lista podobnych zbrodni
Na wieść o strzelaninie w Connecticut prezydent Barack Obama stwierdził, że Ameryka przeżyła za dużo takich tragedii. - Większość ofiar to dzieci. Małe, śliczne istoty, które nie skończyły dziesięciu lat. Miały przed sobą wszystko co najpiękniejsze: urodziny, wesela, narodziny własnych dzieci. Dziś nie ma w Ameryce rodzica który nie cierpiałby razem z matkami i ojcami z Newtown – powiedział gospodarz Białego Domu. Obama zapewnił władze Connecticut, że mogą one liczyć na wsparcie Waszyngtonu w związku z tragedią.
Strzelanina w Newtown jest kolejną z długiego cyklu podobnych tragedii. W kwietniu 2007 r. student z Korei Południowej zabił 32 osoby na campusie uczelni Virginia Tech w Blacksburgu. W październiku 2006 r. w osadzie Amiszów w Nickel Mines w Pensylwanii jeden z mieszkańców zastrzelił w szkole podstawowej pięć dziewczynek. W marcu 2005 r. w indiańskim rezerwacie w Red Lake w Minnesocie nastolatek otworzył ogień do kolegów z klasy. Zginęło siedem osób. Ale chyba najgorszą sławą cieszą się do dziś Eric Harris i Dylan Klebold, którzy w kwietniu 1999 r. zamordowali w swoim ogólniaku w Littleton w Kolorado 13 osób, a potem popełnili samobójstwo. Policja ujawniła potem pamiętnik jednego z nich. Chłopcy planowali jeszcze porwać helikopter i doprowadzić do spektakularnej katastrofy nad Manhattanem.
Politycy wolą milczeć
Tymczasem, jak zwykle w takich okolicznościach, w panikę wpadł Waszyngton. Politycy z lewicy i z prawicy boją się dyskusji o zaostrzeniu prawa do posiadania broni, które reguluje niesławna druga poprawka do konstytucji. Pozornie w trudniejszej sytuacji są republikanie, bo to oni walczą o utrzymanie status quo. Ale demokraci, szczególnie ci reprezentujący bardziej konserwatywne okręgi wyborcze, też mają kłopot. Nie mogą otwarcie potępić tego prawa, bo dalej popiera je dwie trzecie Amerykanów.
Dlatego rzecznik prezydenta Jay Carney próbował od razu studzić nastroje. - To jest czas na modlitwę za ofiary. Dzisiaj nie wypada rozstrzygać kwestii politycznych – stwierdził. W podobnym tonie wypowiedział się senator-elekt Chris Murphy, który dotąd reprezentował Newtown w Izbie Reprezentantów. - Sprawa drugiej poprawki to jeden z największych absurdów amerykańskiej debaty publicznej. Ludzie nie widzą konsekwencji w tym, że tak łatwy dostęp do broni skutkuje tak wielką liczbą zbrodni z jej użyciem – mówi POLITYCE Ian Ayers z wydziału prawa uniwersytetu Yale.
Statystyki są dramatyczne. Rocznie w USA ginie w ten sposób 12 tys. ludzi. W Wielkiej Brytanii około 200, w Niemczech – 80. Niedawno policja nowojorska świętowała kuriozalne z perspektywy Europy wydarzenie. 26 listopada po raz pierwszy od 50 lat w ciągu całej doby nie doszło w tej metropolii do żadnego morderstwa. - Nie trzeba od razu radykalnie zakazywać wszystkim prawa do posiadania broni. Wystarczy wprowadzić zdroworozsądkowe procedury przy jej kupnie, jak chociażby przy prawie do prowadzenia samochodu. Przecież kandydatom na kierowców robi się rozmaite testy, od egzaminu na prawo jazdy począwszy. Proponuję żebyśmy w identyczny sposób badali tych, którzy chcą sobie kupić rewolwer, bądź dubeltówkę – dodaje Ayers.