Mimo czterech podejść politycy w Atenach nie zdołali zbudować jakiejkolwiek rządowej koalicji. Kością niezgody był przede wszystkim stosunek do bolesnych cięć i reform, które poprzednia władza zobowiązała się wdrożyć w zamian za pakiety ratunkowe od strefy euro i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Dalsze zaciskanie pasa miałoby się rozpocząć już za kilka tygodni – m.in. kolejne obniżki emerytur i pensji, cięcia w służbie zdrowia i edukacji, ekspresowa prywatyzacja, podwyżka cen prądu.
PASOK i Nowa Demokracja straszą, że porzucenie zobowiązań grozi wyrzuceniem Grecji ze strefy euro, a w konsekwencji pełną niewypłacalnością i totalnym kryzysem gospodarczym. Innego zdania jest lewicowa Syriza, która 6 maja odniosła historyczne zwycięstwo, zajmując w wyborach drugie miejsce. Lider partii Alexis Tsipras też nie wyobraża sobie powrotu do drachmy, ale zdążył już wysłać do Brukseli list, w którym stwierdza, że czas na zmiany, bo zbyt drastyczne cięcia i oszczędności są nieskuteczne, za to poważnie zagrażają greckiemu społeczeństwu. Liczy, że wymusi kolejne odroczenie kary.
Według najnowszych sondaży to właśnie Syriza wygra kolejne wybory, choć nie zbierze większości. – Być może będziemy potrzebować jeszcze kilku kolejnych głosowań, zanim scena polityczna na nowo się ustabilizuje – zapowiada ateński socjolog Thomas Gerakis. Pytanie, czy rynki finansowe będą chciały tak długo czekać. Według innego scenariusza strefa euro będzie zmuszona wyrzucić Grecję z unii walutowej, a zapaść gospodarcza spowoduje tak głębokie wstrząsy społeczne, że utoruje drogę do rządów autorytarnych. Unijni politycy zaczynają bać się o przyszłość demokracji w Atenach.