Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Upadek rodu dżentelmenów

Dżentelmeni zanikają, nawet w Wielkiej Brytanii

Anglicy (już niekoniecznie angielscy dżentelmeni) często mówią jedno, a mają na myśli coś zupełnie innego. Anglicy (już niekoniecznie angielscy dżentelmeni) często mówią jedno, a mają na myśli coś zupełnie innego. fabbio / Flickr CC by 2.0
Gdzie są dżentelmeni z dawnych lat? Coraz trudniej ich spotkać nawet w Wielkiej Brytanii.
Minister obrony Liam Fox (z lewej) musiał odejść, gdy wydało się, że jego przyjaciel Adam Werritty załatwia lewe interesy.Rex Features/EAST NEWS Minister obrony Liam Fox (z lewej) musiał odejść, gdy wydało się, że jego przyjaciel Adam Werritty załatwia lewe interesy.
James Murdoch został podczas przesłuchań w parlamencie zaatakowany tortem śmietanowym - nie jest to z pewnością broń dżentelmenów.Reuters/Forum James Murdoch został podczas przesłuchań w parlamencie zaatakowany tortem śmietanowym - nie jest to z pewnością broń dżentelmenów.
Narastają protesty przeciw programom oszczędnościowym brytyjskiego rządu. Brytyjska ulica nie jest przykładem dobrych manier.npmeijer/Flickr CC by 2.0 Narastają protesty przeciw programom oszczędnościowym brytyjskiego rządu. Brytyjska ulica nie jest przykładem dobrych manier.

David Cameron, odrzucając traktat fiskalny UE, znów podkreślił splendid isolation, wyniosłą brytyjską izolację: Londyn ma inne zdanie niż 25 krajów unijnych. Posunięcie to leży w tradycjach angielskiego dżentelmena: grzecznego i eleganckiego, ale też aroganckiego i traktującego innych z góry. Metoda popłaca.

Cameron zaczął premierostwo wspaniale: kompetentny, pewny swych racji, przemawiający do ludzi jasno i zrozumiale, jakby się urodził pod nr. 10 na Downing Street – przyznawali nawet ci komentatorzy, którzy nie sympatyzują z konserwatystami. Dziś lista jego kłopotów rośnie: Szkocja ma już dość unii z Anglią i zapowiada głosowanie nad rozerwaniem Zjednoczonego Królestwa. Cameron ciągle gra antyeuropejską kartą, zabiegając o względy Little Englanders, ksenofobicznych, niewykształconych, krewkich patriotów, zwykle nadużywających piwa. Atakuje przy tym samą ideę jedności europejskiej, przechwalając się specjalnymi związkami z Ameryką, choć dowodów na nie ma coraz mniej. Czy na sucho ujdą premierowi dwa skandale: podejrzane związki policji i doradców rządowych z niemoralnymi praktykami mediów z grupy News Corporation i słabość ministra obrony do przyjaciół wykorzystujących rządowe znajomości do promowania prywatnych interesów?

Minister wstydu nie czuje

Niedawno media wyśmiewały ministra obrony Liama Foxa. Prześledzono diariusz podróży ministra, zwłaszcza tych, na których omawiał albo nawet podpisywał kontrakty zbrojeniowe. Aż w 40 spotkaniach ministra, w tym 18 zagranicznych, uczestniczył jego przyjaciel Adam Werritty, który w ministerstwie nie pracował, lecz zjawiał się we właściwym miejscu i czasie, kiedy mówiono o kontraktach. W dodatku Werritty żył wystawnie, zajmował jedno z najkosztowniejszych mieszkań w Whitehall, dzielnicy rządowej, choć jego deklaracja podatkowa wskazywała na skromne dochody. Ujawniono, że to bogaci biznesmeni, zainteresowani kontraktami zbrojeniowymi, fundowali mu podróże i inne wydatki. Wybuchł skandal.

Minister obrony początkowo nie widział nic złego w tak intensywnych spotkaniach z Werrittym (a trzy tygodnie wcześniej chwalił się, że na urodzinach gościł i Davida Camerona, i Lady Thatcher), w końcu jednak musiał podać się do dymisji. Część prasy sugerowała, że Cameron, póki mógł, wspierał Foxa, gdyż wolał go mieć jako sojusznika w rządzie niż krytyka wśród tzw. backbenchers, szeregowych posłów.

Przed rokiem kilku znanych blogerów ujawniło w sieci, że minister spraw zagranicznych William Hague przeżywa kłopoty małżeńskie i – być może dlatego – trzyma blisko siebie 25-letniego przyjaciela Christophera Myersa, któremu stworzył w swym ministerstwie (dodatkową, mimo programu oszczędności) posadę specjalnego doradcy. Na skutek tych plotek – „nieprawdziwych i złośliwych”, jak twierdził oficjalny komunikat ministra – doradca podał się do dymisji.

Pozornie niewiele łączy rezygnację ministra Foxa z kłopotami ministra Hague’a. Wygląda jednak na to, że elita Partii Konserwatywnej hołduje hipokryzji. Na początku 2010 r. – jeszcze w toku kampanii wyborczej – David Cameron gromił rządzących i publicznie ostrzegał, że w Wielkiej Brytanii wybuchnie „wielki skandal” związany z „tajnym lobbingiem wielkich korporacji”. Podejrzane praktyki korporacji poszukujących wpływu na kluczowych polityków „zbyt plamiły naszą politykę”. Wszyscy wiemy, jak to wygląda – mówił Cameron: lunche, przyjęcia, parę słów do ucha, byli ministrowie i byli doradcy do wynajęcia. „W naszej partii – oburzał się – wierzymy w konkurencję, a nie w kumoterstwo”.

 

Przejrzeć Anglików

Ale było to przemówienie Camerona jeszcze w opozycji. W wydanej w Polsce książce „Przejrzeć Anglików. Ukryte zasady angielskiego zachowania” socjolożka Kate Fox (zbieżność z nazwiskiem ministra przypadkowa) sugeruje, że zderzenie brytyjskiej obsesji prywatności („mój dom moją twierdzą”) z powściągliwością i staraniem o nienaganne maniery poza domem prowadzi do schizoidalnych (aspołecznych, nieśmiałych, introwertycznych) postaw w życiu społecznym i politycznym. Anglicy (już niekoniecznie angielscy dżentelmeni) często mówią jedno, a mają na myśli coś zupełnie innego. „To chroniczna i najwyraźniej nieuleczalna niezdolność do normalnego i bezpośredniego kontaktu z innymi” – twierdzi Fox. W sferze publicznej i sferze prywatnej mówi się zupełnie odmiennymi językami. Stereotyp – postać angielskiego dżentelmena za granicą, i budząca szacunek, i lekko wyśmiewana – ma wielki wpływ na życie polityczne.

Wydaje się, że nawet przeciętny Anglik, niemający z arystokracją nic wspólnego, chce budować swój obraz, który pasuje do stereotypu. Popatrzcie na Anglików przychodzących oglądać turniej w Wimbledonie, sączących tam dżin z tonikiem, albo Anglików trzymających fason w pracy. Nieszkodliwe żarty bardzo się tam ceni, za to – inaczej niż w Polsce – nie tylko starannie unika się sporów politycznych, ale w ogóle wyrażania jakichkolwiek opinii politycznych, poważniejszych dyskusji czy zwierzeń osobistych. Antropolodzy twierdzą, że zwyczaje owe biorą się z XVII w., który Anglicy spędzili głównie na zabijaniu się z powodu religii i zapatrywań na rządy. Nawet ci, którzy o Cromwellu niewiele umieją powiedzieć, wiedzą, że o Kościele publicznie nie ma co rozprawiać i politykowania w towarzystwie najlepiej unikać. Po ówczesnej wojnie domowej położono fundamenty demokracji parlamentarnej, z której Brytyjczycy są tak dumni.

Parlamentarzysta z prasą nie zadziera

Wydawałoby się więc, że przynajmniej w parlamencie angielski dżentelmen nabiera wigoru, ale parlamentarne dochodzenie w wielkiej aferze medialnej koncernu Ruperta Murdocha temu przeczy. Afera (POLITYKA 29/11) ujawniła, że dziennikarze i wydawcy włamywali się do skrzynek mailowych rozmaitych osób, że ten rekin mediów terroryzował polityków, którzy jak ognia bali się negatywnych komentarzy w brytyjskich bulwarówkach, że miał jakieś przełożenie na sądy, dziennikarzy (bardzo niewielu odważało się krytykować Murdocha i prześwietlać sekrety jego imperium), ba, nawet na politykę brytyjskich premierów. Początkowo afera groziła kryzysem wiarygodności samego Camerona, bo zwróciła uwagę na osobiste związki jego doradców z ekipą Murdocha. Wydawało się, że tabu pęknie. – Niczym w noc wigilijną, kiedy zwierzęta raz na rok przestają się bać i dają upust swej niechęci, w tym przypadku do imperium Murdocha. Dość kłamstw i uników. Ogromne znaczenie ma nawał informacji o korupcji w londyńskiej policji. Policjantom płacono za przedłużanie śledztw dotyczących reporterów hakerów – tłumaczył POLITYCE znany w Polsce szkocki dziennikarz Neal Ascherson.

Noc wigilijna, o której mówił Ascherson, nie zaszkodziła ani imperium Murdocha, ani premierowi. Narzekamy na komisje parlamentarne w Polsce, ale wychodzi na to, że nie ma się czego wstydzić. Reprezentanci ludu, wśród nich angielscy dżentelmeni, mieli pod koniec ubiegłego roku nową okazję, by rozbić dotychczasową obronę Murdochów opartą na powtarzanym spokojnie twierdzeniu, że nie mieli pojęcia o przestępczych praktykach w ich własnej firmie.

Na nowym przesłuchaniu przed parlamentarną komisją ds. kultury i mediów James Murdoch (syn magnata), wspierany przez najlepszych doradców prawnych, jakich można w Anglii zdobyć, ani przez chwilę nie robił wrażenia czymkolwiek zdenerwowanego. Nawet świadectwami swych najbliższych współpracowników, którzy zeznawali, że dawno zawiadomili go o stosowanych podsłuchach. Mylą się, nie dysponują pełnym obrazem sytuacji – oznajmił.

Posłowie, którzy mieli dociekać prawdy, wyglądali jak zastraszeni świadkowie, sprowadzeni siłą na proces mafii. Można było podejrzewać, że każdy z nich bał się, że jeśli przesłuchiwanemu dokuczy, kolejnego dnia zostanie obsmarowany na pierwszej stronie „The Sun”, bulwarówki, która pozostała w rękach Murdocha. Tylko jeden poseł laburzystowski odważył się krzyknąć z galerii: „Musi pan być pierwszy bossem mafii w całej historii, który nie miał pojęcia, że zarządza firmą kryminalną!”. Na galerii rozległ się ryk śmiechu, ale Murdochowi nawet nie drgnęła powieka.

 

 

O tym, jak wielki jest wpływ koncernu na opinię publiczną, niech świadczy fakt, że w Ameryce – w ważnej i popularnej telewizji Fox – o aferze, która wstrząsała Anglią, nie było nawet wzmianek. Fox w Ameryce należy do Murdocha.

Ratując się przed atakami opozycji, premier musiał się zgodzić na wszczęcie niezależnych dochodzeń sądowych. Prowadzi je sędzia Lord Leveson. W związku z aferą aresztowano już 30 osób, ale czy imperium medialne ucierpiało? Murdoch prędko zlikwidował intratny brukowiec „News of the World”, by skandal zdusić, ale prawdziwą stawką przynoszącą miliony była telewizja BSkyB, o której koncesję się starał. Komentatorzy twierdzili, że po takiej kompromitacji o przyznaniu koncesji nie będzie mowy. Tymczasem ujawnienie afery podsłuchowej nie przeszkodziło koncernowi News Corp. w wykupieniu całości udziałów w BSkyB. James Murdoch został ponownie wybrany na przewodniczącego jej rady dyrektorów.

Akurat Murdochowie nie są częścią angielskiego starego establishmentu i nie aspirują do etykiety „angielskiego dżentelmena”, ale z pewnością na ich korzyść gra inny stereotyp – że gra się toczy fair. Wygląda jednak na to, że najważniejsza reguła brzmi: nie dać się złapać.

Śledztwo prowadzone przez sędziego Lorda Levesona przyniosło inny rezultat – uderzenie w całą prasę. Sędzia napiętnował metody, do jakich posuwa się prasa brukowa, i niewydolność publicznego nadzoru nad brytyjskimi mediami. Dlatego proponuje silniejszą ochronę prywatności w Anglii. Szacowny tygodnik „The Economist” boi się, że wolność prasy na reformach ucierpi, że prasa stanie się tak potulna jak we Francji, gdzie nikt nie waży się zadzierać z dygnitarzami. A przecież – co przyznaje sam „The Economist” – prawo w Wielkiej Brytanii stwarza przewagę skarżącym się na prasę. Zagraniczni celebryci najchętniej wybierają Londyn na miejsce procesu o zniesławienie.

Wykształcony szuka pracy

Kto odwiedza Londyn po kilkuletniej przerwie – dostrzeże, jak zmienił się krajobraz ulicy. Coś się wyczuwa w ubiorze i zachowaniu londyńczyków: co dziesiąty Anglik jest bez pracy. Prawdziwy alarm u progu zimy ogłosił Krajowy Urząd Statystyczny. Bezrobocie młodzieży, definiowanej tu jako grupy w wieku od 16 do 24 lat, przekroczyło milion i nie spada. Świeże są jeszcze wspomnienia letnich zamieszek w najbiedniejszych dzielnicach miasta (POLITYKA 34/11). Młodzi ludzie wychowujący się w środowisku bezrobotnych rzadko sami starają się o pracę, ale nawet ci lepiej wykształceni i z porządnych domów potrafią rozesłać – bez skutku – po 50 podań dziennie. Na każde miejsce pracy dla absolwenta wyższej uczelni jest 80 kandydatów!

Protesty przeciw programom oszczędnościowym rządu narastają. Wprawdzie ruch „Occupy the London Stock Exchange”, naśladujący „okupantów” Wall Street, nie chwycił tu tak jak w Ameryce, ale 30 listopada – na apel związków zawodowych – strajkowały dwa miliony pracowników sektora publicznego; była to największa od kilkudziesięciu lat manifestacja związkowa. Poszło o plany emerytalne sektora publicznego, ale rząd ma niewielki margines manewru, gdyż postanowił zlikwidować chroniczny deficyt budżetowy (wstępny plan przewiduje zaciśnięcie pasa o 107 mld funtów przez podniesienie podatków, ale głównie cięcie wydatków publicznych).

Choć po aferze Murdocha i skandalach z ministrami premier Cameron naraził się i związkom zawodowym, i Unii, i szkockim nacjonalistom, to ostatnie badania popularności dają mu 40 proc. poparcia, o 5 proc. więcej niż laburzystom. Na horyzoncie pojawia się zatarg zagraniczny, który może tylko wzmocnić jego pozycję. Zbliża się 30 już rocznica wojny o Falklandy, admiralicja posłała tam nowy okręt wojenny i dodatkowo – księcia Williama, który jest pilotem helikoptera. Argentyna napiętnowała brytyjską arogancję i będzie się skarżyć w ONZ. Pokazywany właśnie w kinach film „Żelazna Dama” o Margaret Thatcher obrazuje, w jak łatwy sposób ówczesna przywódczyni zagrała na nacjonalistycznej nucie.

30 lat temu wydawało się, że „operetkowa wojna o pastwisko dla owiec” – w dodatku leżące o 7 tys. km od Londynu – była chwytem na raz. Dziś zatarg może po raz kolejny wesprzeć dumę angielskiego dżentelmena.

Polityka 07.2012 (2846) z dnia 15.02.2012; Świat; s. 51
Oryginalny tytuł tekstu: "Upadek rodu dżentelmenów"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną