Ma to być odpowiedź prezydenta Ahmadineżada i Wielkiego Ajatollaha Sziraziego na zapowiedziane zaostrzenie sankcji gospodarczych. Amerykanie zastosowali kurację szokową: 10-dniowe manewry swej potężnej floty. Ćwiczenia rozpoczęły się w noc wigilijną, a mają się zakończyć 4 stycznia. Wzajemne pogróżki nie leczą choroby, ale niewątpliwie podkreślają niezwykłą wagę tej cieśniny, bez której Kuwejt, Irak, Arabia Saudyjska, Baharain, Katar i Zjednoczone Emiraty mogą się we własnej ropie kąpać, ale nie mogą jej eksportować w świat, czerpiący z tego regionu niemal 40 proc. zapotrzebowania transportowanego drogą morską.
Dla Iranu zaminowanie cieśniny to nie tylko ostra angina, ale także strzał we własną piętę achillesową. Roczne dochody Teheranu ze sprzedaży ropy, głównie do Chin, wynoszą 80 miliardów dolarów i stanowią siedemdziesiąt procent budżetu państwowego. Należy założyć, iż zastanowią się siedmiokrotnie czy warta skórka za wyprawkę.
Portugalczycy już w XVI stuleciu odkryli niezwykłą wagę tego szlaku. Wówczas przewożono tamtędy przyprawy korzenne i małmazje poszukiwane na rynkach europejskich. Z biegiem czasu wyparli ich Brytyjczycy – a od roku 1971 ruch w cieśninie odbywa się na podstawie Konwencji Prawa Morskiego ONZ, która wytyczyła pas dokładnie regulowanej wolnej żeglugi szerokości 10 km, biegnący przez wody terytorialne Iranu i Omanu. W myśl prawa międzynarodowego szlak ten nie może zostać zablokowany nawet na wypadek wojny. Wystarczy jednak sięgnąć do historii aby przekonać się, że prawa takie nigdy nie stanowiły recepty na międzynarodowe schorzenia.