To był wyraz niebywałego braku podstawowej wiedzy o tym, co dzieje się u naszego najbliższego sąsiada, Białorusi. A przecież wydawać by się mogło, że o sytuacji politycznej i działaniach białoruskiego reżimu wie każdy Polak, nie wyłączając małoletnich. Dziś smakujemy efekty tej bezmyślności: Bialacki został skazany na cztery i pół roku kolonii karnej o zaostrzonym rygorze i przepadek mienia za niezapłacenie podatku od pieniędzy, jakie zgromadzone były na koncie w Polsce i na Litwie. Pieniądze służyły do wspierania osób represjonowanych politycznie i ich rodzin, nie jednej z nich uratowały byt. To jasne, że Aleś był przez reżim uważany za wroga i tropiony. Jak wszyscy, którym pomagała „Wiasna”.
Kolonia karna na Bialorusi to nie jest obóz pionierów. To ciężkie więzienie, z którego rzadko wychodzi się bez przetrąconego kręgosłupa lub zniszczonego zdrowia. Jeżeli się w ogóle wychodzi na wolność… To miejsce gdzie Łukaszenka chętnie posyła swoich przeciwników. Wprawdzie adwokat Bialackiego zapowiedział apelację, bo wyrok i cała sprawa przeciwko obrońcy praw człowieka ma polityczny kontekst, ale sąd może ją odrzucić.
Czy protesty i wyrazy oburzenia jakie płyną z Brukseli, Unii Europejskiej - Parlamentu Europejskiego, z Waszyngtonu i polskiego MSZ odniosą jakikolwiek skutek? To wszystko wydaje się strasznie za późno i jest wyrazem totalnej bezradności wobec tego, co dzieje się na Białorusi. Oczywiście, taka reakcja jest ważna, może najbardziej dla samego skazanego, który ma poczucie, że nie został sam. Ale czy reżim się nią przejmie? Pewnie odnotuje, z satysfakcją, jak zagrał na nosie tym wszystkim, którzy wzywają do przestrzegania demokratycznych standardów. W tej sytuacji warto chyba nie poprzestawać na pismach i apelach potępiających lecz poważnie przemyśleć, jak można pomóc Bialackiemu. I jego bliskim, oczywiście. Jesteśmy to winni Alesiowi Bialackiemu, nie tylko dlatego, że się przyczyniliśmy, jako kraj, do jego kłopotów.