– Przez 10 miesięcy nic się nie zmieniło – mówi jeden z demonstrantów, pokazując gumową kulę, którą w czasie zamieszek został trafiony w nogę. Zdaniem Khaleda Fahmy z Uniwersytetu Amerykańskiego w Kairze generałowie poświęcili Mubaraka, ale potem wystraszyli się, że może jednak nie utrzymają swoich wpływów i dlatego w ostatnich miesiącach aktywiści znów trafiają za kratki, a sądy wojskowe sądzą cywilów.
Rządzący wojskowi biernie przyglądają się chaosowi na ulicach, a nawet prowokują konflikty między muzułmanami a mniejszością koptyjską. Tak by zmęczeni rewolucją obywatele zatęsknili za stabilizacją. – Wojskowi nie zdają sobie jednak sprawy, że tak naprawdę wspierają islamistów – ostrzega Mohammed Elagati z think tanku Arab Forum for Alternatives. Jego zdaniem reprezentowani przez Bractwo Muzułmańskie i salafitów islamiści w nadchodzących wyborach mają szansę na ponad połowę głosów. Laicka opozycja jest podzielona i osłabiona.
Całe to zamieszanie nie napawa optymizmem przed mającym się zacząć w poniedziałek głosowaniem. Bo skomplikowane wybory parlamentarne, w turach, potrwają do marca. Potem Konstytuanta zacznie pisać nową ustawę zasadniczą i dopiero wtedy Egipcjanie mają wybrać prezydenta. Z sondaży wynika, że 66 proc. Egipcjan wciąż jest zadowolonych z rewolucji, ale odsetek tych, którzy uważają, że Egipt idzie w dobrym kierunku, spadł z 73 do 31 proc.