Prezydent udzielił obszernego wywiadu trzem stacjom telewizyjnym i tłumaczył bardzo prosto: Reprezentujemy tę samą partię - czy więc mamy konkurować ze sobą? Przecież Putin cieszy się w Rosji większym niż ja autorytetem – powiedział. Więcej jeszcze: Miedwiediew powołał się na zwyczaje amerykańskiej: “Czy możecie sobie wyobrazić, że Barack Obama zaczyna rywalizować z Hillary Clinton? Że oboje byliby kandydatami na urząd prezydenta?” Sam Władimir Putin też posługuje się amerykańską paralelą i z upodobaniem przypomina, że Amerykanie – jak mieli popularnego prezydenta Franklina Roosevelta, to wybierali go aż cztery (tak!) razy. Liberalna opozycjonistka rosyjska, Lidia Szewcowa nazwała Putina „samcem afla”, przywódcą stada, który nie dopuszcza do konkurencji na swoim terenie.
Cóż, są kraje w świecie, w których jednostki wyznaczają całe epoki i polityka wcale nie jest wynikiem podziału władz, systemu checks and balances (hamowania i równowagi). Rosja ma w tym względzie długą tradycję – od Piotra Wielkiego po Lenina i Stalina. Nawet współcześnie, dominacja jedn ego człowieka przesądzała o losach kraju: Jelcyn i Gorbaczow znaczyli więcej niż rządy i parlamenty. Nie ulega poza tym wątpliwości, że wybory nie muszą być naciągane: Putin w marcu 2012 r. dostanie wystarczającą liczbę głosów, by zwyciężyć w pierwszej turze. Nie Szewcowa, a tylko komuniści będą jego prawdziwymi konkurentami – a tym chyba nie mamy co sprzyjać.
Jedyne zdziwienie budzi odstępstwo od innej współczesnej rosyjskiej tradycji: Putin, zapowiadając że Miedwiediew będzie u niego premierem rządu, powierzył mu równocześnie zarządzanie partią władzy – Jedną Rosją. Do tej pory premierami zawsze byli technokraci, ekonomiści albo finansiści, a nie ideolodzy – jak Miedwiediew. Może z tego wyniknąć dalsza kakofonia haseł. Prezydent będzie mówił o konkretach: mieszkaniach, cenach i surowcach – a premier o demokracji, modernizacji i rządach prawa. Tak jak dotąd, tylko z zamianą ról. Zaniepokojenie kół gospodarczych na Zachodzie wywołała natomiast dymisja wicepremiera i ministra finansów Aleksieja Kudrina, którego – najpewniej słusznie – uważają za rzeczowego i odpowiedzialnego finansistę i który nie godził się na poluźnienie budżetu. Ale analityk Dmitrij Trenin, z którym wywiad polecamy w najbliższym numerze POLITYKI, uspokaja: twierdzi, że Putin ceni Kudrina i na pewno znajdzie dla niego stanowisko.
Tak czy inaczej pozostaje na koniec dość smutna konstatacja Michaiła Gorbaczowa, że z Putinem Rosję czeka „sześć zmarnowanych lat”. Bo teraz kadencja prezydenta trwa lat sześć. Putin bowiem, jak na samca alfa, nie zmodernizował Rosji – ani nie udało mu się ukrócić korupcji, która jest zmorą kraju, ani przestawić gospodarki na nowe tory, mniej zależne od surowców, które pozostają głównym źródłem bogactwa. Inna sprawa, że do takiego rozwoju nawet samcowi potrzeba silnej i twórczej opozycji. W Rosji natomiast licząca się opozycja to komuniści i nacjonaliści. I co robić?