Świat

Wódko, pozwól pić

Skandynawski problem z alkoholem

Jonathan Brinkhorst / Unsplash
Już półtora wieku Szwedzi walczą z alkoholem, który doprowadzał ich do nędzy i degeneracji. Graniczące z prohibicją zakazy zmieniły kulturę picia, ale spożycie niewiele się zmniejszyło.
ICEBAR w Sztokholmie. Szwedzi lubią się napić i sprytnie radzą sobie z ograniczeniami.Elan Fleisher/BEW ICEBAR w Sztokholmie. Szwedzi lubią się napić i sprytnie radzą sobie z ograniczeniami.
Plakat wzywajacy do głosowania przeciwko prohibicji w referendum 1922 r. Straszy on Szwedów, że będa musieli zrezygnować ze święta jedzenia raków, obficie zakrapianych alkoholem.AN Plakat wzywajacy do głosowania przeciwko prohibicji w referendum 1922 r. Straszy on Szwedów, że będa musieli zrezygnować ze święta jedzenia raków, obficie zakrapianych alkoholem.
Szwedzka polityka alkoholowa ma do dzisiaj wpływ na wcześniej zależne od niej Finlandię i Norwegię. Na fot. Oslo.Bernt Rostad/Flickr CC by 2.0 Szwedzka polityka alkoholowa ma do dzisiaj wpływ na wcześniej zależne od niej Finlandię i Norwegię. Na fot. Oslo.

Tekst został opublikowany w POLITYCE w październiku 2011 roku.

Jean-Paul Pouron, wydawca skandynawskiego magazynu „Francofil” dla francuskojęzycznych tubylców i imigrantów, często otrzymuje sygnały od europejskich turystów zaskoczonych, że po przyjeździe do Skandynawii nie mogą się napić wina na kempingu i że w promieniu czasem kilkudziesięciu kilometrów nie ma miejsca, w którym mogliby je kupić. A jeśli już jest, to bardzo drogie.

Szwecja, której polityka alkoholowa ma do dzisiaj wpływ na wcześniej zależne od niej Finlandię i Norwegię, powołuje się na względy geograficzne i historyczne, które każą nadal utrzymywać restrykcje w sprzedaży i konsumpcji alkoholu. Pierwszy zakaz niekontrolowanego pędzenia wódki wprowadzono już w 1860 r. Była to reakcja na coraz niższy wzrost liczby obywateli i spadającą średnią długość życia, spowodowane powszechnym wówczas pijaństwem. Zwracali na to uwagę podróżni odwiedzający kraj. Jeden z pierwszych polskich dyplomatów jezuita Jan Chrzciciel Albertrandi tak pisał w 1789 r.: „używanie gorzałki jest tak powszechne, że się do kobiet, do panien, do dzieci nawet rozciąga”.

Traktowano wówczas wódkę jako lekarstwo na biedę i niedogrzanie z powodu surowego klimatu Północy. Wódka przynależy do szwedzkiego klimatu – mówił w 1818 r. kaznodzieja Carl Rabe – jest korzystna dla spracowanego człowieka, którego członki są zmęczone, konieczna dla tych, którzy z powodu złego odżywiania kartoflami z solą muszą wytężać swoje siły, aby dla żony i dzieci zapewnić ubogie utrzymanie. Ludzie, którzy nie znajdowali ukojenia w wódce, emigrowali masowo za ocean. Skandynawia się wyludniała.

Wróg klasowy

Kraje skandynawskie (poza Danią) uznały, że największym zagrożeniem jest dla nich alkohol. Ma on do dziś prawie takie samo znaczenie jak wróg klasowy w komunizmie. Walka z alkoholem miała zresztą od początku charakter klasowy. Powstające w połowie XIX w. ruchy socjalistyczne, wspomagane przez odrywające się od Kościoła państwowego sekty religijne, zaczynały czynić z abstynencji cnotę. Wielki strajk w 1909 r., który w historii Szwecji stanowi podobną cezurę historyczną jak powstanie Solidarności, przeprowadzono wzywając uczestników do powstrzymywania się od picia wódki. Rosnąca w siłę partia socjaldemokratyczna, która będzie później dominującą siłą polityczną w kraju, domagała się wtedy prohibicji.

Z prohibicji nic wprawdzie nie wyszło (w referendum poparło ją „tylko” 49 proc. głosujących), ale w 1917 r. wprowadzono system racjonowania napojów alkoholowych w formie książeczek, w których zapisywano każdy zakup mieszczący się w granicach miesięcznych norm: od 1 do 4 l alkoholu na osobę, w zależności od wieku, majątku i pozycji społecznej. W 1955 r. zrezygnowano z książeczek, ale pamięć o nich przetrwała do dziś. Pozostał po nich tylko zakaz sprzedaży alkoholu ludziom, którzy nie ukończyli 20 lat. Jeśli nie ma się wieku wymalowanego na twarzy, do sklepu trzeba iść z dowodem.

Najdziwniejsze jest to, że kraje skandynawskie, podobnie zresztą jak i Polska, mieszczą się w granicach europejskiej średniej konsumpcji alkoholu. Oscyluje ona w granicach 10 l czystego spirytusu na głowę rocznie. W Szwecji spożycie spadło teraz – w porównaniu z rekordowym 2004 r. – aż o 13 proc. Znacznie zmniejszyło się zainteresowanie młodzieży alkoholem.

Dlaczego zatem utrzymuje się utrudnienia w sprzedaży i traktuje skandynawskich konsumentów jako mniej dojrzałych od reszty Europejczyków? Powodem jest swoista polityka historyczna i pamięć o alkoholowej niedoli, która zagrażała narodowej egzystencji. Zanim doszło do powstania współczesnych partii politycznych, organizacje abstynenckie miały charakter ruchu odrodzenia narodowego i dyktowały warunki politykom. Również dzisiaj abstynenci mają większość w parlamencie, niezależną od podziałów politycznych, pozwalającą im sprzeciwiać się próbom zliberalizowania rynku alkoholowego.

Walka z alkoholizmem była najważniejszym problemem społecznym Szwecji przez ostatnich 150 lat, stwierdza Lennart Johansson w wydanej niedawno książce „Państwo i pijaństwo”. Alkohol ma w szwedzkiej polityce mniej więcej takie samo znaczenie jak aborcja w USA – stwierdza liberalny publicysta Mattias Svensson: „To najważniejszy problem dla dużej grupy wyborców, która angażuje się w zabranianie i kontrolowanie innych. Żadna z partii politycznych nie ma odwagi, żeby stanąć z nimi w szranki”.

Za rygorami przemawia także sposób picia: żeby się upić. Celują w tym zwłaszcza Finowie, połowę alkoholu konsumowanego przez mężczyzn wypija tylko 10 proc. Finów. Ostatnio również i Finki nie wylewają za kołnierz, do spożywania alkoholu przyznaje się aż 90 proc. kobiet, co jest najwyższym wskaźnikiem w Europie.

Silne i wpływowe organizacje abstynenckie straszą społeczeństwo apokalipsą, jaka może je spotkać, gdyby zliberalizowano sprzedaż. W Szwecji podwojenie liczby sklepów z alkoholem z obecnych 400 do 800 spowoduje, że umierać będzie przedwcześnie z powodu szkodliwości picia kolejnych tysiąc osób rocznie, argumentują apostołowie trzeźwości. Wzrosnąć ma także liczba przestępstw i wypadków drogowych. A tu traktuje się takie ostrzeżenia niezwykle serio. Poparcie społeczne dla sprzedaży wina w sklepach spożywczych zmalało w minionej dekadzie z 56 do 31 proc. wśród kobiet i z 69 do 42 proc. wśród mężczyzn.

Taktyka salami

Rządząca Szwecją centroprawicowa koalicja stara się odchodzić od ograniczeń, jakie narzucały obywatelom wieloletnie rządy socjaldemokratów i zostawić większy margines rynkowi. Jednak opór, także we własnych szeregach, powstrzymuje ją od działania. Odroczono plany prywatyzacji dystrybucji alkoholu. Liberalizacja polityki alkoholowej prowadzona jest taktyką salami, czyli obcinania ograniczeń po plasterku. Dopuszczono prywatnych dostawców do monopolowych sieci sprzedaży. Sklepy monopolowe są wreszcie samoobsługowe, dzięki czemu zlikwidowano długie kolejki. Dziś można też kupić alkohol w sobotę, być może wkrótce sklepy będą otwarte również w niedzielę.

Mówi się także o zezwoleniach na sprzedaż alkoholu prywatnym producentom, z pominięciem sklepów państwowych. Wraz z ocieplaniem się klimatu, również na północy pojawiają się winnice i rolnicy chcieliby otwierać winne piwniczki, co ma się także przyczynić do rozwoju agroturystyki. Na północy Szwecji, która ma warunki nie gorsze niż Szkocja, rozwijana jest produkcja whisky, ale trafia ona na razie do państwowego monopolu. A minister rolnictwa Norwegii Lars Peder Brekk poparł projekt przyzagrodowej produkcji alkoholi, co ma służyć aktywizacji pustoszejącej północy, zaletą rozwiązania mają być także ekologiczne walory produktu.

Nadal jednak wielu producentów musi eksportować swoje wyroby, np. doskonały calvados z fińskich Wysp Alandzkich, do innych krajów, skąd rodzimi konsumenci mogą je kupować poprzez Internet. Absurdów takich jest zresztą sporo.

Większość daje sobie oczywiście radę z ograniczeniami, kupując na zapas i gromadząc alkohol w domowych barkach. Ale to z kolei zachęca do częstszego otwierania butelek. W nagłych przypadkach, jak niespodziewana wizyta, można się zwrócić o pomoc do sąsiada. „Szczęście, jak się ma dobrych sąsiadów, którzy dysponują alkoholem”, pisze Jenny Nilsson na portalu Życie na przedmieściach.

Na wysokie ceny, drugi fundament polityki alkoholowej, też jest rada. Szwedzi, zwłaszcza ci z południa, zaopatrują się w tańszy alkohol w Danii i Niemczech. W miejscowościach wokół niemieckiego portu promowego Puttgarten większość samochodów osobowych ma szwedzką rejestrację. Jeden ze starych promów przerobiono na czteropiętrowy magazyn, sprzedający alkohol w niezwykle szerokim asortymencie. Dominują jednakże najbardziej popularne produkty szwedzkie wracające do kraju. Butelka znanej szwedzkiej wódki Absolut kosztuje w Szwecji 328 koron (140 zł), natomiast w Danii – 221, a w Niemczech – tylko 132 korony!

Alkoholowa turystyka

Mimo wielu oporów Szwecja musiała w końcu przystać (po decyzji unijnego sądu) na normy pozwalające wwozić zakupione w krajach UE 10 l wódki, 20 l aperitifów, 90 l wina i aż 110 l piwa. Ale i to nie wystarcza spragnionym Szwedom. Celnicy szwedzcy, którzy wbrew pozorom nie zniknęli z granic, przyglądają się podróżnym przez palce. Celnik Jonas Karlsson twierdzi, że nie opłaca się wszczynać awantur, jeśli ktoś ma w samochodzie 500–600 litrów. – Wiem z doświadczenia, że nie znajdzie się żadnego prokuratora, który chciałby poprowadzić taką sprawę. Ścigają większych przestępców – mówi. Ostatnio wzięto się na sposób i sięgnięto po przepisy drogowe, oskarżając kierowców przeładowanych samochodów o niedopuszczalne obciążanie osi.

Drogi szwedzki alkohol jest jednak i tak tani dla Norwegów. Nie mogą oni ponadto korzystać z liberalnych norm unijnych, ponieważ ich kraj nie jest członkiem UE. Toteż na pograniczu, po szwedzkiej stronie, wyrosły ogromne centra handlowe, których obroty sięgają miliardów koron. W liczącym kilka tysięcy mieszkańców miasteczku Strömstad sprzedaje się 5,5 mln l alkoholu rocznie.

Finowie jeżdżą na podobne zakupy do Tallina i Petersburga. Regulacje w Finlandii są z tego powodu łagodniejsze niż w Norwegii i Szwecji, ale ostatnio znów mówi się o potrzebie ich zaostrzenia. Na polskich promach ponownie wzrosła liczba pijanych Szwedów, co prowadzi do awantur i oskarżeń o kradzieże żywo relacjonowanych przez tabloidy. Szacuje się, że w bliskich granicy rejonach do 30 proc. konsumowanego alkoholu pochodzi z indywidualnego importu. Przestało się natomiast opłacać bimbrownictwo, zwłaszcza w Norwegii, gdzie pędzenie księżycówki uważane było za drugi po narciarstwie sport narodowy.

Szwedzi, w przeciwieństwie do reszty Europejczyków, ze zrozumieniem przyjęli zaostrzenie kontroli granicznej przez Danię. Co więcej, domagają się podobnych kroków u siebie, ponieważ ich zdaniem Unia wspiera zachodnioeuropejski przemysł spirytusowy. „Albo obniżmy podatki na alkohol do poziomu Niemiec, albo wystąpmy z Unii i wtedy będziemy mogli zapobiegać przemytowi i związanym z nim konsekwencjom, zwłaszcza rozpijaniu młodzieży”, pisze w dzienniku göteborskim Karl Gunnheden, emerytowany szef służb celnych południowej Szwecji. Szwecja usiłuje także – dotychczas bezskutecznie – nakłonić Brukselę do ujednolicenia polityki alkoholowej, zwłaszcza w kwestii podatków.

Pomysł obniżenia podatków, a tym samym i cen alkoholu, nie jest być może taki głupi. Przekonuje o tym przykład Danii, jedynego kraju skandynawskiego, który mimo oczywistych dla każdego negatywnych konsekwencji nadmiernego spożycia alkoholu zostawia obywatelom więcej swobody w sięganiu po używki.

Duńskie ministerstwo finansów podało niedawno, że po obniżeniu podatków w 2003 r. ogólne spożycie spadło o prawie 5 proc. A szwedzki dziennik „Aftonbladet” oblicza, że w Szwecji spadek byłby jeszcze wyraźniejszy. Zmniejszyłaby się zwłaszcza alkoholowa turystyka. Państwu przyniosłoby to i tak wyższe dochody, ponieważ więcej klientów wróciłoby do rodzimych sklepów monopolowych.

Polityka 37.2011 (2824) z dnia 07.09.2011; Świat; s. 53
Oryginalny tytuł tekstu: "Wódko, pozwól pić"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną