Miliony euro fruwają znacznie częściej niż strzelane w meczach bramki. Również na naszym krajowym boisku. Właśnie beniaminek angielskiej Premier League, klub Swansea zaoferowała Jagiellonii Białystok 3 miliony euro za młodego, bo zaledwie 21-letniego Grzegorza Sandomierskiego, który rzeczywiście jest niezwykle utalentowanym bramkarzem. Tylko za Jerzego Dudka 10 lat temu zapłacono więcej, bo 4,85 milionów euro, kiedy Liverpool odkupił go z Feyenoordu. Cóż to jednak wobec światowego rekordu, który ma zamiar ustanowić Barcelona oferując aż 37 milionów włoskiemu Udinese za grającego w jej barwach napastnika Alexisa Sancheza rodem z Chile.
Stop! Przykładami mógłbym sypać w nieskończoność, bo w kupno i sprzedaż piłkarzy zaangażowanych jest tysiące łowców talentów zwanych w futbolu skautami (zapewne twórca skautingu lord Baden Powell przewraca się w grobie), agentów reprezentujących interesy futbolistów oraz klubowych menedżerów. Każdy wyłazi ze skóry, aby z pożytkiem sprzedać piłkarza drożej niż go kupiło się przed rokiem. A w najgorszym przypadku, aby nie stracić.
Karuzela się kręci, stawki coraz wyższe. Wszystko po to, aby z nowym sezonem piłkarskim, który rozpocznie się już w sierpniu, kluby mogły zabłysnąć nowymi gwiazdami. Na miarę ich budżetów, aby zdobyć nowych sponsorów oraz reklamodawców, powiększyć kasę. No i dobrze. Niech się piłka dalej tak toczy. Co wspólnego jednak ma ten biznes ze sportem? I dlatego Międzynarodowy Komitet Olimpijski w najbliższych latach powinien skreślić piłkę nożną z programu igrzysk.