W początkach listopada niedaleko Kijowa znaleziono zmasakrowane zwłoki. Koledzy Gongadzego nie mają wątpliwości, że opis przedmiotów należących do zmarłego przedstawiony przez lekarzy z kostnicy pasuje do sygnetu i bransolety Georgija. Zwłoki zaginęły jednak tuż przed transportem do stolicy. W połowie grudnia w ukraińskim parlamencie przedstawiono kasetę wideo z wywiadem z oficerem służb specjalnych Mykołą Melnyczenką, ukrywającym się obecnie na Zachodzie. Treść wywiadu potwierdza zarzuty opozycji parlamentarnej, która twierdzi, że prezydent Kuczma maczał palce w porwaniu Gongadzego, bo dociekliwy dziennikarz deptał po piętach kijowskiej oligarchii związanej z prezydentem.
Przy okazji sprawy Gongadzego przypomniano, że w wolnej już Ukrainie w niejasnych okolicznościach zmarło aż 10 dziennikarzy i polityków. Prezydent Kuczma odrzuca wszelkie zarzuty jako wrogą prowokację polityczną.
Z Warszawy trudno rozszyfrować ponure zagadki ukraińskie. To sprawa samej Ukrainy. Gdy jednak gdzieś w świecie giną dziennikarze, a opozycja wyciąga przeciwko rządowi kompromitujące taśmy, robi się poważnie. Stawką w grze zaczyna być międzynarodowa reputacja państwa i jego przywódców. Prezydent Kuczma zapewne zachowa swój urząd, ale powinien też zadbać o dobre imię swoje i Ukrainy. Bez przekonującego wyjaśnienia sprawy Gongadzego Kuczma z ligi europejskiej trafi do białoruskiego rezerwatu.