Świat

Kadafi nie ustąpił, ONZ nie ustąpi Kadafiemu

Libia: pierwsza zbrojna interwencja Zachodu

Tuż po pomyłkowym zestrzeleniu samolotu walczących z Kadafim libijskich rebeliantów. Tuż po pomyłkowym zestrzeleniu samolotu walczących z Kadafim libijskich rebeliantów. AP Photo/Anja Niedringhaus / Agencja Gazeta
Jak w niedzielę podały źródła zbliżone do libijskiego rządu, po atakach koalicjantów zginęło co najmniej 85 osób, a ponad 150 jest rannych. W sobotni wieczór Zachód po raz pierwszy otworzył ogień.
Na jednej z manifestacji przeciw interwencji Zachodu w LibiiAP Photo/Aaron Favila/Agencja Gazeta Na jednej z manifestacji przeciw interwencji Zachodu w Libii

W sobotni wieczór Zachód po raz pierwszy otworzył ogień w kierunku libijskich pojazdów wojskowych. To francuskie myśliwce, a działania militarne mają siłą zmusić Kadafiego do oddania władzy.

Nad Bengazi, bastionem libańskiej opozycji, pojawiły się francuskie myśliwce i tzw. samolot rozpoznania. Celem tych pierwszych jest przede wszystkim "pilnowanie zakazu lotów". Centrum miasta natomiast zostało zbombardowane przez artylerię Muammara Kadafiego, która ostrzelała także Misratę (435 tys. mieszkańców). Ogień ze strony Zachodu pojawił się dopiero w sobotni wieczór. Cały czas liczono bowiem na dyplomatyczną ścieżkę i opamiętanie się tą drogą Kadafiego. Nic z tego, toteż przed godz. 18 francuski myśliwiec ostrzelał pierwszy libijski pojazd wojskowy ok. 100 km od Bengazi, potem były kolejne ostrzały. Informację tę podał Resort Obrony Francji. Nieustannie podkreśla się jednak, że wszelkie działania zbrojne zostaną zakończone w chwili, gdy Mummar Kadafi ustąpi.

Wiara w to Zachodu wydaje się bezpodstawna, ponieważ w przemówieniu wygłoszonym już 22 lutego 2011 roku libijski przywódca oznajmił, że nigdy się nie podda i nie odda władzy. Będzie walczył do ostatniej kropli krwi. Swojej i - przede wszystkim chyba - swoich ludzi. Zadeklarował także, że każdego wojskowego, który odmówi wykonania jego rozkazu (np. strzelania do ludności cywilnej), ukarze śmiercią. W sukurs przychodzi mu stanowisko Wielkiej Arabskiej Libijskiej Dżamahirijji Ludowo-Socjalistycznej, jak oficjalnie brzmi nazwa Libii. "Świat niearabski interweniować nie ma prawa!" - mówił na sobotniej konferencji prasowej rzecznik tamtejszego rządu, Musa Ibrahim. Odgrażał się też, że Zachód ataku na Libię jeszcze gorzko pożałuje.

I już chyba trochę pożałował, ponieważ nie obyło się bez militarnej "wpadki". Nad Bengazi (650 tys. mieszkańców) zestrzelony został samolot MIG 24, mylnie wzięty za należący do armii Muammara Kadafiego. Jak się okazało, był on własnością antyrządowych rebeliantów, współpracujących z Zachodem nad obaleniem libijskiego przywódcy. Pilot na szczęście zdążył się ewakuować.

Wydarzenia te są efektem sobotniego spotkania, które we Francji zorganizował prezydent Nicolas Sarkozy. W Paryżu zebrali się szefowie rządów najważniejszych państw ONZ, w tym Donald Tusk, który specjalnie na tę okoliczność przesunął o dwie godziny Radę Krajową PO. "Wojska polskie nie będą uczestniczyły w interwencji w Libii" - deklarował wówczas premier. Inne stanowisko zajęły Francja, Kanada i Wielka Brytania, które interweniować mają jako pierwsze. Szefostwo kanadyjskich sił zbrojnych zapowiedziało jednak, że wykorzystanie ich myśliwców możliwe jest dopiero za 2 dni. Wielka Brytania natomiast zadeklarowała gotowość do interwencji zbrojnej, by przerwać - jak to określił tamtejszy rząd - "rzeź wśród cywili".

Rada Bezpieczeństwa ONZ dała mandat do interwencji w Libii. Podpisana wcześniej specjalna rezolucja ONZ zezwala jednak na dokonanie jej z powietrza, nakazując unikania działań lądowych. Interwencji lądowej nie zamierza przeprowadzać także USA, o czym poinformowała sekretarz stanu Hillary Clinton. Jedno jest pewne: "Świat w sprawie Libii musi mówić jednym głosem", jak dodawał Ban Ki-moon, sekretarz generalny ONZ. Innym głosem mówi Muammar Kadafi, który na naloty koalicjantów ma jedno określenie: terroryzm i żąda natychmiastowego zwołania Rady Bezpieczeństwa ONZ.

Nicolas Sarkozy w specjalnym wystąpieniu po sobotnim spotkaniu mówił o "morderczej ofensywie" Kadafiego i podkreślał, że podjęte działania wojskowe odbywają się przy dużym współudziale i pomocy ze strony krajów arabskich. Odparł w ten sposób ewentualne zarzuty o "kolonialne" metody działania wobec Afryki Północnej. A zarzutów pojawiło się wiele. Np. prezydent Wenezueli Hugo Chavez w swoim przemówieniu "do ludu" dopytywał, czy aby na pewno interwencja zbrojna Zachodu nie ma na celu przechwycenia dostępu do libijskiej ropy.

Zachodni koalicjanci odpierają i ten zarzut. "Drzwi dyplomatyczne otworzą się po zakończeniu akcji militarnej Kadafiego" - mówił Sarkozy. "Naród libijski sam powinien wybrać władze" - kontynuował. Nastąpi to zapewne nieprędko, gdyż libijski przywódca znów nabrał wiatru w swe zbrojne żagle. Nieoficjalnie mówi się, że stało się to po pozyskaniu przezeń nowych doradców z... Białorusi i Nikaragui. Nie zmienia to jednak faktu, że władza w Libii powoli się kruszy, bowiem od Kadafiego odwrócili się niegdysiejsi członkowie rządu. Teraz stoją na czele armii opozycyjnej.

Na interwencji Zachodu, a przez to - rozjuszeniu libijskiego przywódcy i wzmożeniu jego ulubionego argumentu siły - najbardziej ucierpi ludność cywilna. Jak poinformowała stacja BBC, gdy na ulicach Bengazi pojawiły się czołgi rządowe, coraz więcej rebeliantów i zwykłych ludzi zaczęło uciekać z miasta. Na granicy libijsko-egipskiej pojawiły się sznury samochodów z roztrzęsionymi uchodźcami, najczęściej mieszkańcami Bengazi. Sytuacja zaognia się bowiem z minuty na minutę. Jak podały w niedzielę władze Libii, w efekcie ataku zachodnich koalicjantów zginęło już 48 osób, a ponad 150 jest rannych. Na (gorzką) ironię zakrawa tylko fakt, iż jest to pokłosiem operacji wojskowej sił międztnarodowych o kryptonimie "Świt Odysei", która ma na celu powstrzymanie ataków bojówek Kadafiego na ludność cywilną.

Nie wszystkim przeszkadza zamordystyczna polityka, prowadzona już od lat przez Kadafiego w Libii. W jej stolicy, Trypolisie, odbyła się w sobotni wieczór manifestacja, gromadząca jego zwolenników. Wśród tych najgłośniejszych i najbardziej rzucających się w oczy była córka Kadafiego, Aisha (ta sama, która - jako początkująca pani adwokat - kilka lat temu zasłynęła z deklaracji obrony za darmo Saddama Husajna). Uchwyciła ją kamera libijskiej telewizji państwowej, która - oczywiście - poczuła się w obowiązku manifestację tę transmitować na żywo.

"Dziwny jest ten świat!", chciałoby się zakrzyknąć za znanym polskim pieśniarzem. (Ale tego nie zrobimy, w obawie przed roszczeniami co do praw autorskich przez Małgorzatę Niemen...)

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną